– Dziś nadeszła chwila, by wypowiedzieć posłuszeństwo tej władzy – wzywa Komitet Obrony Demokracji. Nadal odwołuje się do mitycznej „jedności” wszystkich Polaków, pokazując, że ciągle nie zrozumiał, skąd wzięły się sukcesy PiS.
Na początek dobra wiadomość: KOD, jego lider Mateusz Kijowski i sygnatariusze listu otwartego zatytułowanego „Stop dewastacji Polski!”, opublikowanego na Facebooku, nie wzywają do tego, by manifestować wspólnie z narodowcami. Co więcej, w liście znajdziemy sporo sensownych stwierdzeń. Trudno np. nie zgodzić się z tym, że w minionym roku rządząca partia podjęła próbę podporządkowania sobie prokuratury, służby cywilnej, armii, publiczne media już przekształciła w „prorządową tubę, która nie waha się kłamać i manipulować”, a ostatnio wprowadziła również ustawę utrudniającą organizowanie zgromadzeń i protestów. Słusznie mówi się o zamachu na prawa kobiet i chaosie w szkołach, jaki spowoduje niechybnie reforma minister Zalewskiej.
Wyjdźmy na ulice przeciwko „metodycznemu niszczeniu Polski”, zachęcają sygnatariusze listu. Wśród nich m.in. sam Kijowski, Lech Wałęsa, Władysław Frasyniuk, przewodniczący PO i szef Nowoczesnej. Jest też Marta Lempart, aktywistka KOD-u i współorganizatorka Ogólnopolskiego Strajku Kobiet, oraz płk Adam Mazguła, który zdobył rozgłos sugestią, że wojsko mogłoby przeciwstawić się rządom PiS. Apel kierowany jest do wszystkich obywatelek i obywateli, ze szczególnym wskazaniem niektórych grup („nauczycieli, rodziców, pracowników służby zdrowia, górników, rolników, przedsiębiorców, twórców i dziennikarzy, sędziów, prokuratorów, policjantów i wojskowych”). KOD chciałby, żeby we wspólnym proteście brały udział także związki zawodowe, partie polityczne, NGO-sy czy samorządy zawodowe. Na datę protestu wybrano 13 grudnia – w kontrze do ogłoszenia stanu wojennego, gdy Polacy „dali się ustawić przeciwko sobie”.
Nad tym właśnie bowiem KOD najbardziej boleje. Receptą na powstrzymanie PiS-u ma być pójście „wszyscy razem” – przedsiębiorcy i pracownicy, związkowcy i dziennikarze z mediów, które tak uwielbiali mieszać ich z błotem. W domyśle po to, żeby PiS przepadł, a wróciła jeśli nie poprzednia partia (na to nie ma szans), to w każdym razie poprzednia opcja nazywająca się liberalną i demokratyczną. Refleksji nad tym, dlaczego PiS w ogóle wygrał i że bynajmniej nie poszło tu o żadne „ustawianie ludzi przeciwko sobie”, nie widać. Takimi argumentami nie da się wyprowadzić na ulice, nawet w słusznej sprawie, ludzi, którzy ciągle wierzą, że partia Kaczyńskiego wsłuchuje się w ich głos i w odróżnieniu od poprzedniego rządu działa dla społeczeństwa, a nie w oderwaniu od niego.