Madrycki El Pais poinformował o kolejnym skandalu obyczajowym w hiszpańskim Kościele. Tym razem jednak wstrząsająco-kompromitująca historia rozegrała się centrum religijnym o randze wykraczającej poza granice Hiszpanii. Santiago de Compostela w hiszpańskiej Galicji to miejsce szczególne dla chrześcijańskiej Europy.
Maryści, Stowarzyszenie Maryi, powołane zostało w roku 1818 w. wyższym seminarium duchownym w Lyonie celem duchowego odrodzenia Francji i ewangelizacji społeczeństwa francuskiego po zamęcie rewolucyjnym i fali dechrystianizacji. Regułę zakonu zatwierdził w latach 30. XIX w papież Grzegorz XVI. Rozpoczęła się misyjna ekspansja zakonu na południe Europy i do północnej Afryki, zwłaszcza na tereny kolonizowane przez Francję.
W prowadzonych przez zakon, mający główną siedzibę w Composteli, szkołach – Vigo, la Corunii, Ourense i Lugo (płn-zach. Hiszpania) – miały miejsce masowe przypadki wykorzystywania seksualnego nieletnich, przemocy fizycznej i psychicznej. Proceder zaczął się w latach 50., do początku XXI w. trwał. Po pierwszym tekście na ten temat w El Pais przed trzema laty zakon rozpoczął wewnętrzne śledztwo, które jednak zmierzało ku zatuszowania skandalu.
Dziś po weryfikacji i po potwierdzeniu ujawniono 13 nazwisk zakonników, co do których nie ma wątpliwości: byli czynnymi pedofilami. Kongregacja marystów powtarza słowa potępienia tych nadużyć i przeprasza. Udostępniono specjalny e-mail celem zgłaszania przypadków pedofilii i innych przestępczych działań członków zakonu.
Do publicznej wiadomości podaje się imię i nazwisko oskarżonego zakonnika tylko wtedy, gdy ofiary i świadkowie zgodzą się ujawnić. Do tej pory, mimo potwierdzonych faktów, zgłoszono do prokuratury tylko jedno nazwisko zakonnika: o. Primitivo Castellanos, jedyny żywy z oskarżonych. Reszta zdaniem kierownictwa kongregacji już zmarła. Łączna liczba osób znanych w Kościele hiszpańskim jako pedofile tym samym wzrasta do 327. Liczba ofiar według ostrożnej rachuby wynosi 836.
W rejestru prowadzonego przez media i organizacje pozarządowe badające te przypadki są to dane wybitnie zaniżone. Brak jest bowiem oficjalnie publikowanych informacji przez Kościół hiszpański, który odmawia opinii publicznej takich informacji tłumacząc to „dobrem Kościoła i jego znaczeniem w historii i kulturze na Półwyspie Iberyjskim”.
Znaczenie w kulturze jest faktem, ale jakie znaczenie Kościół potrafił mieć w życiu pojedynczych ludzi, którzy mieli nieszczęście spotkać pedofila w habicie? Szokujące świadectwa przestępstw o. Castellanosa daje urodzony w 1966 r. Ricardo López, uczeń szkoły prowadzonej przez marystów w Lugo. Zakonnik był wtedy nauczycielem i jednocześnie trenerem szkolnej drużyny piłki ręcznej. Mówi Lopez: „Siedział obok ciebie w klasie, w szatni i dotykał twoich genitaliów”. Stosunki polityczne i społeczne w ówczesnej Hiszpanii – dyktatura frankistowska, czasy post-frankistowskie i wpływy prawicy oraz przemożna rola Kościoła, gdzie hierarchia jawnie opowiadała się za faszystowskim reżimem – uniemożliwiały ujawnienie takich faktów bez drastycznych szykan ze strony państwa. Lopez w wyniku traumy popadł w głęboką depresję, potęgowaną potem infekcją HIV. Stał się narkomanem. Dziś niepełnosprawny mężczyzna po 32 latach terapii zaczął opowiadać o swoim życiu w mediach.
Media hiszpańskie informują w kontekście skandalu w kongregacji z Composteli, jak przełożeni prowincji hiszpańskich marystów tuszowali permanentnie powtarzające się skandale w prowadzonych przez nich placówkach edukacyjnych prowadzonych. Działania te miały miejsce mimo, iż wszyscy doskonale wiedzieli, co się dzieje. Pedofile w sutannach szczególnie upodobali sobie siłownię: podopieczni idący nago pod prysznic byli obmacywani bez żadnych zahamowań przez wychowawców w sutannach. Prowadzone przez zakon liczne ośrodki sportowe dla dzieci i młodzieży (tu maryści w Hiszpanii był szczególnie aktywni), placówki edukacyjno-opiekuńcze, domy opieki i wsparcia ubogich rodzin umożliwiały przerzucanie do różnych ośrodków tych zakonników, wokół których lokalne skandale obyczajowe urosły do zbyt dużych rozmiarów.
Sprawa, jako całość, nadal jest przedmiotem jedynie wewnętrznego śledztwa marystów i trudno oprzeć się wrażeniu, że zakon – nieważne, jak wiele przepraszał – ciągle żałuje, że nie da się już zakopać skandalu pod dywan. Przenieść sprawców, uciszyć dziennikarzy. Krzywdzić dalej, a potem oczekiwać nietykalności. Bo „historia”, bo „tradycja” i „znaczenie w kulturze”.