Szesnaście osób zginęło, ponad 30 zostało rannych w zamachu terrorystycznym w Peszawarze w północnym Pakistanie. Żadna organizacja na razie nie przyznała się do ataku.
Pakistan zmaga się z terrorystami od dawna. Od 1984 r. w kraju działa finansowany z Arabii Saudyjskiej Pakistański Korpus Towarzyszy Proroka, który zasłynął krwawymi atakami na miejscowych szyitów. Ci w samoobronie utworzyli Pakistańską Armię Muhammada; między obiema organizacjami szybko zaczęły się krwawe porachunki. W 1995 r. od Towarzyszy Proroka oddzieliła się jeszcze bardziej brutalna Armia Dżhangwi. Po 2001 r. dodatkowo pojawili się talibowie, którzy wynieśli się z Afganistanu na wieść o amerykańskiej inwazji i od tego czasu próbują usadowić się na stałe w rejonie granicy obu krajów.
Dzisiejszy zamach wymierzony był w urzędników państwowych. Terroryści podłożyli bombę w autobusie, który wiózł ich do pracy. Dziesięciokilogramowy ładunek dosłownie rozniósł pojazd. 16 osób zginęło na miejscu, ponad 30 jest rannych, z tego część w stanie krytycznym.
To nie pierwsze uderzenie dżihadystów w Peszawarze i w prowincji. Zaledwie osiem dni temu terrorysta-samobójca wysadził się przed sądem w Czarsaddzie, 30 km od Peszawaru, zabijając 13 osób. Codziennie zdarzają się mniejsze ataki, w których padają pojedyncze ofiary. Niewiele pomogła w tej kwestii wielka policyjna obława, przeprowadzona w ubiegłym roku po tym, gdy w grudniu 2014 r. talibowie zamordowali w szkole w Peszawarze 144 uczniów i nauczycieli. Władze zapewniły wówczas, że do więzień trafiły tysiące terrorystów, a ponad 100 zginęło z rąk sił porządkowych. Mimo to we wszystkich większych pakistańskich miastach dalej działają komórki wymienionych wyżej organizacji. Z rekrutacją też nie mają problemu. Gdy ponad 60 proc. populacji żyje za mniej niż dwa dolary dziennie, kariera terrorysty wielu może wydać się atrakcyjna.
[crp]