Andrzej Duda, o którego fatalnym wystąpieniu pisaliśmy wczoraj, miał w swoim wystąpieniu fragment, który przeoczył autor wczorajszego komentarza. To ten, kiedy prezydent Polski mówił o „polskich sierpniach”. Przywołał, a jakże, sierpień wojny polsko-radzieckiej 1920, sierpień 1944, jedną z najstraszniejszych polskich porażek, no i oczywiście sierpień 1980.
Oświadczam uroczyście, że w przyszłości, jeśli jakiś polityk zechce przywołać „polskie sierpnie”, to z pewnością dołączy do tej kolekcji sierpień 2021 roku. To miesiąc jednej z największych kompromitacji państwa polskiego.
W sierpniu 2021 roku grupa 32 bezbronnych, wystraszonych ludzi udowodniła w krótkim czasie, że pewne średnie państwo europejskie o nazwie Polska jest nic nie warte. Najpierw rzuciła przeciwko grupce ludzi funkcjonariuszy Straży Granicznej. Ich zadaniem było nie wpuścić ich do Polski. To nic, że działali wbrew przepisom, a zapewne zgodnie z rozkazem, który hańbi tego, który go wydał. Mieli za zadanie nie dopuścić, więc nie dopuścili. Udało się. Mało tego, udało się nie dostarczyć im jedzenia i wody. Środków higieny i choćby toalet. Skutecznie zagrodzili swymi ciałami dostęp do grupy obdartych uchodźców ludziom, którzy chcieli im po prostu pomóc. Zagrodzili drogę nawet głosom chcących udzielić wsparcia – zagłuszając próby porozumienia silnikami swych maszyn. I tu, trudno zaprzeczyć, odnieśli oszałamiający sukces, a Polska wraz z nimi.
Następnie Polska utworzyła narrację, że broni, który to już raz w historii świata, Europy przed najazdem barbarii i obcej religii. Jest, hura, hura, hura, przedmurzem. Własną piersią zasłania. Też się udało. Prawie połowa obywateli jest zdania, że żaden cudak z innym kolorem skóry nawet na krok nie ma prawa wstąpić na katolicką polską ziemię. To wpływ tej narracji. Co prawda, druga połowa jest przeciwnego zdania, ale nie kłóćmy się o drobiazgi.
I teraz (a wszystko dzieje się w sierpniu) polski rząd wprowadzi na pograniczy stan wyjątkowy. Na 30 dni. A może na 60, może 90. Gdyż za plecami tych paru dziesiątków ludzi stoi, uwaga, ruska armia! Łojezu, co to będzie? Nie o to chodzi, co będzie, mówi rząd średniego państwa europejskiego, chodzi o to, co może być. A mogą być prowokacje. Na przykład żołnierze rosyjscy, przebrani za Polaków, mogą rzucać kamieniami w rosyjskich żołnierzy. I to, jak wiadomo powszechnie, jest dostatecznym powodem, by na nasz święty kraj runęła nawała zbrojna. Oczywiście, im się nie uda, bo my wiemy, jak zwyciężać mamy, ale o tym potem. Na razie jest stan wyjątkowy.
To wszystko działo się i dzieje na oczach świata, który tarza się ze śmiechu, że 32 osoby na wąskim pasie ziemi, spowodowały aż takie wzmożenie w państwie, które jeszcze niedawno miało aspiracje, by przewodzić, jeśli nie Europie jako całości, to chociaż jej wschodniej części. Trójmorza, partnerstwa wschodnie, trójkąty lubelskie i co tam jeszcze się roiło wielkomocarstwowego w głowach naszych polityków. I nagle, pyk! Znikło jak sen jaki złoty. Bo oto trzeba się bronić przed grupką uchodźców.
Naprawdę, dajcie już spokój. Śmieszniejsi już nie będziecie.