Paleta propagandowej paplaniny dla głupków jest zgoła nieuboga. W Polsce i niektórych krajach naszego regionu może trochę bardziej siermiężna, ale podawaniem jej różnych odmian zajmują się zasadniczo wszystkie renomowane media. Tworzą one rynsztok tyleż barwny, co toksyczny. I pełen zakłamania na doprawdy prostackim poziomie.
Do szału doprowadzają mnie czy to nagłe tsunami doraźnie skonstruowanych narracji, czy systematyczne zalewanie przestrzeni publicznej kompletnymi niedorzecznościami, które później uchodzą za niewymagające żadnej weryfikacji oczywiste mądrości.
Jedną z nich takich bajek, która uwiera mnie w serce i umysł szczególnie dolegliwie jest globalny podział na dobro i zło według wektorów geograficznych. Dobry jest oczywiście tzw. Zachód, przez co rozumie się anglosaskie imperia z USA na czele oraz kontyngent krajów mniej lub bardziej im podporządkowanych. Zło zaś czai się na Wschodzie, gdzie – na nieszczęście całej ludzkości – rządzą diabły w rodzaju Szi Żinpinga czy Władimira Putina, albo jakieś Chavezy czy Moralesy. Wenezuela i Boliwia leżą wprawdzie w Ameryce Łacińskiej, jednak ze względu na ich przywódców otrzymały status honorowych członków wspólnoty Złego Wschodu, tak jak Węgrom i Rumunom fesjbukowi żartownisie z naszego regionu nadali status honorowych Słowian.
Przeciętny konsument komentarzy (często kamuflowanych jako informacje), od których kipią światowe media nie niuansuje komunikacji, którą się do niego strzela. Często nawet nie zapamiętuje konkretnego przesłania, lecz masowość i powtarzalność schematów powoduje wyrobienie systematyki skojarzeń, właśnie na linii dobro-zło. To ten mechanizm tworzy bufor, który wszystkie ewentualnie pojawiające się gdzieś tezy inne od obiegowych, pozwala szybko i skutecznie dezawuować. Tymczasem ostatnio alternatywnych punktów widzenia pojawiło się niezwykle dużo. Jest to nieprzewidziany skutek uboczny rozwoju technologii informatycznych w ogóle, a internetu w szczególności oraz tzw. sieci społecznościowych. Barwny rynsztok stracił więc drastycznie na znaczeniu i wciąż traci, co powoduje niejaką desperację możnych i możniejszych tego świata.
Bo czymże innym jak nie demonstracją trwogi jest policyjny rajd w domu lewicowego dziennikarza Maxa Blumenthala w Stanach Zjednoczonych? Co innego jak nie popłoch oznacza prześladowanie założyciela WikiLeaks – Juliana Assange’a? Faceta, który w odróżnieniu od wszystkich New York Timesów tego świata nigdy nie zamieścił na stronach swojego publikatora ani jednej nieprawdziwej informacji. Assange’owi stuknie niedługo dziesięciolatka statusu więźnia politycznego. A jeszcze wcześniej przecież rozpoczęto nagonkę na Edwarda Snowdena, człowieka, który zdobył się na odwagę by ujawnić program inwigilacji społeczeństwa, o jakim NKWD czy inna ciężka bezpieka, którą zalegendowano jako bezwzględne zło, mogła li tylko pomarzyć. Co ciekawe, przed niechybnym stryczkiem poprzedzonym torturami, albo też dozgonnym cierpieniem w amerykańskich lochach, o których Amnesty International nawet nie słyszało, udało mu się czmychnąć do Imperium Zła 2.0, czyli do „Rosji Putina”.
Skoro w tej opowieści pojawiły się już tortury, to niechybnie nasuwa się postać innego sygnalisty, niejakiego Johna Kiriakou. Ten były agent CIA ujawnił w 2007 r. specjalny program tortur, który amerykański wywiad chętnie stosował i nazywał technikami wzmocnionych przesłuchań. W 2012 r. został on skazany za ujawnienie tajnych informacji i odsiedział karę ponad 2,5 roku więzienia. Niedawno znów był molestowany przez policję. Mieszka w Stanach Zjednoczonych.
Więziona była i znów jest także Chelsea Manning, osoba, która przekazała Assange’owi informacje dotyczące amerykańskich zbrodni wojennych i dowodzące ich nagrania wideo. Amerykański tzw. system sprawiedliwości nie tylko posłał ją za kratki tego lata, ale jeszcze przywalił jej 500 dolarów kary za brak współpracy za każdy dzień spędzony w celi licząc od 30. i po 1 tys. dolarów za każdy dzień licząc od 60.
Skoro już mówimy o złu, to nie wypada pominąć jego modelowej personifikacji – Jeffreya Espteina; ociekającego forsą kolesia, który, jak się zdaje, organizował coś na kształt hiperluksusowego pedofilskiego burdelu dla światowej elitki – od Billa Clintona po księcia Andrew. Oczywiście, przy takich koneksjach i takiej wiedzy, niedługo po aresztowaniu i osadzeniu w zakładzie karnym, a jakże, popełnił samobójstwo. I czego dowiadujemy się o tej sprawie w ostatnich dniach? Że ABC, medialny gigant, blokował publikację materiału na temat tego człowieka i przestępstw, których się dopuścił, choć prominentna dziennikarka tej stacji telewizyjnej miała gotowy cały reportaż już lata temu.
Spis ten można rozszerzać bez większego wysiłku. Sporządziłem tę listę przykładów tylko w jednym celu – by dowieść oczywistości manipulacji, która jest zapisana w architekturze mainstreamu. Nie zamierzam odwracać schematu dobro-zło/Zachód-Wschód, bo jestem dziennikarzem, a nie ideologiem i swoją pracę pojmuję jako stwarzanie przesłanek do lepszego zrozumienia rzeczywistości czy budowania krytycznego myślenia. Swoim PT Czytelniczkom i Czytelnikom nie muszę pokazywać świata przez pryzmat kategorii etycznych, które stosują dzieci. Bo rzeczywistość nie dzieli się na dobro i zło, tak jak świat nie dzieli się na Zachód i Wschód.
Niemniej, podział na kłamstwo i prawdę istnieje, podobnie jak ten na zakłamanie i uczciwość, jak również na agit-prop i wyczerpującą informację.
Niestety, zarówno prawda, uczciwość i wyczerpująca informacja są jak wymarłe lub wymierające gatunki zwierząt. Czasem o problemach z ich zanikaniem słyszymy i nawet masowo doznamy jakiegoś wzruszenia. Niestety, tylko na chwilę.
Pozostaje nadzieja, że wszystkich nas nie pozamykają i nie ocenzurują. Zobaczymy.