Przywódcy lokalnych społeczności, stowarzyszeń chłopskich, ruchów miejskich i grup ekologicznych regularnie giną w Kolumbii z rąk paramilitarnych bojówek i grup przestępczych na czele z Klanem Zatokowym – wynika z alarmującego raportu broniącej praw człowieka organizacji Instytut Badań nad Rozwojem i Pokojem.

Autorzy zestawienia doliczyli się 123 ofiar od początku tego roku kalendarzowego do 4 lipca włącznie, a ponad trzystu – od momentu podpisania głośnego porozumienia pokojowego z FARC. Swój raport zaprezentowali 5 lipca. Dzień później do listy zamordowanych aktywistów musieli dopisać kolejne osoby. Jose Fernando Jaramillo Oquento kierował lokalnym stowarzyszeniem mieszkańców gminy Pascuita – został zastrzelony przez zamaskowanych, oczywiście nieustalonych sprawców. Swoje obowiązki w stowarzyszeniu, które upomina się o uwzględnianie regionu w projektach rozwojowych, walczy na lokalną skalę z narkobiznesem i domaga się poszanowania dla środowiska, pełnił zaledwie kilka tygodni. Jego poprzednik zginął w czerwcu.

Tego samego dnia w Caquecie zginął Alexander Castellano – aktywista Chłopskiego Stowarzyszenia na rzecz Ochrony Środowiska, zaangażowanego w ochronę miejscowych lasów i poszukiwanie innych dróg rozwoju dla małych, oddalonych od innych ośrodków wiejskich społeczności.

Z wiejskimi organizacjami, stawiającymi opór organizacjom przestępczym i rabunkowej polityce biznesu, związanych było 35 proc. zamordowanych aktywistów. 27 proc. ofiar to działacze grup broniących praw rdzennej lub afrokolumbijskiej ludności, kolejne 27 proc. – liderzy ruchów miejskich. Wśród niedawno zamordowanych są również osoby, które były szczególnie zaangażowane w kampanię wyborczą przegranego kandydata na prezydenta, centrolewicowca Gustavo Petro, jak zastrzelona pod koniec czerwca była koordynatorka kampanii w Caceres Ana Maria Cortes.

6 lipca organizacje broniące praw człowieka zorganizowały w kilku miastach w Europie Zachodniej, Nowym Jorku i w Buenos Aires milczące demonstracje solidarności z Kolumbijczykami. Działacze zaapelowali również do prezydentów kraju – ciągle urzędującego Juana Manuela Santosa i elekta, prawicowego i proamerykańskiego Ivana Duque – o spotkanie i powstrzymanie fali przemocy. Duque teoretycznie bardzo się sytuacją przejął, oznajmił nawet, że państwo musi zagwarantować przywódcom społecznym bezpieczeństwo. Tyle, że trudno oprzeć się wrażeniu, że zastraszanie aktywistów i terroryzowanie całych społeczności jest kolumbijskiej prawicy raczej na rękę. Strategią taką posługiwała się w odniesieniu do politycznych oponentów już nie raz w historii.

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Koalicji Lewicy może grozić rozpad. Jest kłótnia o „jedynkę” do PE

W cieniu politycznej burzy, koalicja Lewicy staje w obliczu niepewnej przyszłości. Wzrasta…