Brukselska biurokracja wzniosła się właśnie na wyższy poziom alienacji. Podczas gdy w całej Unii Europejskiej rekordy obywatelskiej aktywności biją petycje i protesty przeciwko transatlantyckim paktom o wolnym handlu, biurokraci z Komisji Europejskiej właśnie radośnie oświadczyli, że rozpoczynają kolejną turę rozmów nad ustaleniem szczegółów jednej z nich – TTIP.
Wykonawcy woli korporacyjnego kapitału zasiadający w Komisji Europejskiej po okresie wakacyjnego uśpienia wracają do gry. Mimo ogromnego oporu społecznego nadal chcą przeforsować skrajnie szkodliwą społecznie umowę zwaną Transatlantyckie Partnerstwo w Dziedzinie Handlu i Inwestycji, czyli w skrócie TTIP. Głos w tej sprawie zabrała rzecznik Komisji Europejskiej Margaritis Schinas. „Piłka wciąż jest w grze. Rozmowy są w kluczowej fazie, na stole są propozycje w sprawie niemal wszystkich rozdziałów (porozumienia – przyp.red.)” – oznajmiła entuzjastycznie.
Schinas powiedziała, że KE ma odnowiony mandat do prowadzenia rozmów i ma nadzieję sfinalizować wszystkie rozdziały negocjacji z Departamentem Skarbu USA jeszcze przed końcem 2016 roku. Komentatorzy zauważają, że jej słowa są odpowiedzią na oświadczenie wicekanclerza Niemiec Sigmara Gabierla, który w państwowej telewizji ZDF przyznał, że TTIP jest martwe, a negocjacje zakończyły się brakiem porozumienia.
W wypowiedzi Schinas warto zwrócić uwagę na stwierdzenie o posiadaniu mandatu uprawniającego KE do prowadzenia rozmów w imieniu europejskiego społeczeństwa. Słowa te trudno określić inaczej jak skandaliczne, gdyż wyniki konsultacji społecznych zorganizowanych przez Brukselę jednoznacznie pokazały, że obywatele doskonale zdają sobie sprawę z zagrożeń jakie niesie za sobą TTIP i nie życzą sobie jego wprowadzenia.
Sprawa TTIP jest również kością niezgody wewnątrz koalicji niemieckiego rządu. Kanclerz Angela Merkel i jej ugrupowanie – CDU jednoznacznie popierają sygnowanie paktu. Spore wątpliwości mają jednak ich partnerzy z socjaldemokratycznej SPD, której członkiem jej m.in. wicekanclerz Gabriel. Polityk piastujący funkcję ministra gospodarki powiedział ostatnio, że „Europejczycy nie mogą podporządkować się amerykańskim żądaniom”.
TTIP jest umową o wolnym handlu negocjowaną przez Komisję Europejską i amerykański Departament Handlu, która ma znieść wszelkie bariery celne i utrudnienia dla inwestorów po obu stronach Atlantyku. Projekt ten budzi jednak spory sprzeciw ze strony ruchów społecznych, związków zawodowych i organizacji pozarządowych, które ostrzegają, że wdrożenie traktatu może oznaczać przekazanie faktycznej kontroli wielkich korporacji nad państwami. Przeciwnicy TTIP obawiają się, że firmy będą mogły pozywać państwa do międzynarodowych arbitraży (ISDS) za straty finansowe wynikające ze zmian w prawie. Skutek tego może być taki, że państwa nie będą wprowadzać np. przepisów chroniących środowisko, walczyć z umowami śmieciowymi czy podwyższać płacy minimalnej w obawie przed pozwami o wielomilionowe odszkodowania Środowiska społeczne ostrzegają też, że wraz z wprowadzeniem TTIP pojawi się „prywatny równoległy system prawa” dla korporacji, który to system ograniczy rolę przepisów i rządów krajowych.