Stosunki turecko-niemieckie już dawno nie były tak złe, jak obecnie. Dwa teoretycznie sojusznicze państwa skaczą sobie do gardła.

www.flickr.com/photos/au_unistphotostream/

Turecki prezydent Recep Tayyip Erdoğan zwrócił się do Turków mieszkających w Niemczech aby w najbliższych wyborach parlamentarnych nie głosowali na CDU, SPD i Zielonych. Niemieckie władze uznały to za niedopuszczalną ingerencję w wewnętrzne sprawy Niemiec, co z kolei wywołało wściekłą reakcję ze strony Erdoğana.

Erdoğan zaapelował do swoich rodaków w Niemczech, aby w wyborach parlamentarnych mających się odbyć 24 września nie głosowali na partie, które nazwał „wrogami Turcji” wzywając jednocześnie do oddania głosu na te ugrupowania, które nie są wrogami nie wymieniając ich z nazwy. Za wrogów uznał tworzące koalicję rządową Unię Chrześcijańsko-Demokratyczną CDU, Socjaldemokratyczną Partię Niemiec SPD oraz partię Zielonych. Jego zdaniem, partie te zajmują „agresywne i pozbawione szacunku” stanowisko wobec Turcji. Spotkało się to ze zdecydowaną reakcją ze strony czołowych niemieckich polityków. Liderka CDU Kanclerz Angela Merkel oświadczyła, że „nikt nie ma prawa wtrącać się do niemieckiego procesu wyborczego” a „niemieccy wyborcy, w tym pochodzenia tureckiego, mają prawo do wolnych wyborów”. Jeszcze ostrzej wypowiedział się minister spraw zagranicznych Sigmar Gabriel z SPD, który apel Erdoğana nazwał „bezpredensowym przejawem ingerencji w suwerenność Niemiec”.

Na słowa Gabriela Erdoğan zareagował w ostry i nerwowy sposób. – Kim ty jesteś aby rozmawiać z prezydentem Turcji? Znaj swoje granice. On stara się udzielać nam lekcji. (…) Jak długo jesteś w polityce? Ile masz lat? – perorował Erdoğan podczas wiecu swoich zwolenników na terenie prowincji Denizli. Do retoryki Erdoğana przyłączył się burmistrz Ankary Melih Gökçek, który szefa Zielonych, będącego potomkiem tureckich imigrantów Cema Özdemira, nazwał armeńskim sługusem. Swego czasu Gökçek „wsławił się” tym, że publicznie poparł tureckiego wokalistę Yıldıza Tilbe za jego słowa “Boże pobłogosław Hitlera”.

Stosunki niemiecko-tureckie znalazły się na ostrzu noża po tym, jak w lipcu aresztowano w Turcji grupę niemieckich aktywistów ruchów na rzecz praw człowieka m.in. Petera Steudtnera, który szkolił tureckich działaczy. Ankara zdedydowanie odmawia ich wydania, natomiast domaga się ekstradycji ok. 4,5 tysiąca przebywających w Niemczech osób podejrzewanych o wspieranie zamieszkałego aktualnie w USA duchownego i filozofa Fettulaha Gülena, oskarżanego przez Erdoğana o przygotowanie ubiegłorocznego nieudanego zamachu stanu. Turecki prezydent oświadczył, ze jeśli państwo niemieckie będzie odmawiać wydania tych osób, to będzie to świadczyć o tym, że wspiera terrorystów. Berlin uznał tę argumentację za absurdalną i niepoważną. Minister sprawiedliwości Heiko Maas twierdzi, iż Turcja traktuje przetrzymywanych w areszcie obywateli Niemiec jak zakładników pragnąc w ten sposób wymusić ekstradycję osób oskarżanych przez tureckie władze o terroryzm. Ponadto rząd Turcji sporządził listę 680 niemieckich firm, które – jego zdaniem – mają powiązania z organizacjami terrorystycznymi. Na liście tej znalazły się m.in. tak znane firmy, jak producent samochodów Daimler czy też koncern chemiczny BASF. W odwecie Niemcy wycofały gwarancje kredytowe dla firm eksportujących do Turcji wzywając pozostałe państwa Unii Europejskiej do podjęcia podobnych kroków. Ponadto minister Gabriel ostrzegł swoich rodaków przed wyjazdami do Turcji, gdyż mogą one okazać się ryzykowne jednocześnie ubolewając, iż stracą na tym tureccy drobni przedsiębiorcy – właściciele hoteli i restauracji. Obywatele Niemiec stanowią około 15 proc. ogólnej liczby turystów odwiedzających Turcję. W kontekście konfliktu między Niemcami i Turcją warto przypomnieć, iż oba te kraje należą do europejskich filarów NATO.

Komentarze

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.
  1. Erdogan zapatrzył się, jak widać, na polskich polityków, którzy próbują od lat wywierać wpływ na Polonie. tyle, że potem odbija sie to rykoszetem. Obecny konflikt to tylko współczesna kontynuacja wykorzystywania mniejszości narodowych w innych krajach. Nihil novi, ale już bez pro memoria. Nie można apelować do czegoś, czego współczesna klasa polityczna w Europie nie ma.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Putin: jesteśmy gotowi do wojny jądrowej

Prezydent Rosji udzielił wywiadu dyrektorowi rosyjskiego holdingu medialnego „Rossija Sego…