Przejrzyste zasady zatrudnienia, kurczowe trzymanie się przez pracodawców przepisów oraz wysokie wynagrodzenia sprawiają, że w Polsce Skandynawia jawi się jako raj dla pracowników. To Eldorado może jednak wkrótce przejść do historii.

Mieszkańcy Norwegii, Danii i Szwecji zawdzięczają swoją sytuację nie tylko prawnym regulacjom wprowadzonym jeszcze w I połowie XX wieku przez tamtejszą socjaldemokrację, ale również prężnie działającym związkom zawodowym działającym na wielu płaszczyznach. Poza wsparciem swoich członków na gruncie prawnym, np. w sytuacji konfliktu z władzami firmy, oferują one też ubezpieczenia, chociażby  dodatkowe zasiłki w sytuacji utraty pracy, czy nawet usługi finansowe, jak jeden z największych duńskich banków – Arbejdernes Landsbank. Sytuacja to kompletnie niewyobrażalna w realiach wschodnioeuropejskiego szalejącego neoliberalizmu.

W odróżnieniu od Polski, skandynawskie relacje pracownik – pracodawca nie opierają się na Kodeksie Pracy, czy państwowych aktach prawnych, lecz na szczegółowych umowach zbiorowych dotyczących poszczególnych branż. Ogólnopaństwowe przepisy odnoszą się do kwestii BHP albo liczby godzin pracy, natomiast wysokość płac czy dodatkowe wynagrodzenie za nadgodziny ustalają branżowe związki i pracodawcy, a następnie spisują w wyżej wymienionych układach. W połączeniu z możliwością strajku oraz ochroną państwa układy branżowe były dotychczas świętością robotniczego szwedzkiego świata. Ale w ostatnich miesiącach socjaldemokratyczny rząd Stefana Lövfena podniósł na nie rękę.

We wrześniu 2018 roku szwedzki premier, chcąc zdobyć wotum zaufania w Riksdagu, złożył szereg wybitnie niepokojących obietnic. Jako ustępstwa na rzecz liberałów, którzy mieli w zamian poprzeć jego rząd, zapowiedział reformę prawa pracy uelastyczniającą zatrudnienie, obniżkę podatków i zmiany w zasadach wynajmu nieruchomości. Oczywiście prawicowa opozycja i liberałowie byli zachwyceni propozycjami często podkreślającego swoje związkowe korzenie Lövfena. Natomiast przeciwko nim, oprócz środowisk lewicowych, wystąpili też antyimigracyjni działacze Szwedzkich Demokratów.

Wkrótce Szwedzcy Socjaldemokraci musieli zapłacić rachunek za poparcie ich rządu przez liberałów. Nadarzyła się okazja do wymontowania jednego z najważniejszych bezpieczników chroniącego interesy pracowników w monarchii Karola XVI. Według jeszcze niedawno obowiązujących przepisów pracodawcy nie mogli podpisać porozumień grupowych wyłącznie z wybranymi związkami zawodowymi, przy pominięciu tych, które z jakichś powodów były dla nich niewygodne. Niekiedy komplikowało to sytuację biznesu, np. wtedy, gdy dana branża skupiała szereg zróżnicowanych zawodów. Przykładem może być sytuacja na lotniskach, gdzie osobne związki mogą mieć pracownicy naziemnej obsługi lotów, kontrolerzy ruchu czy logistycy. Nie zawsze ich interesy się pokrywały, niemniej jednak umowy zbiorowe musiały uwzględniać stanowiska wszystkich pracowników. To rozwiązanie uniemożliwiało rozgrywanie robotników poprzez faworyzowanie mniejszych organizacji bądź wręcz korumpowanie ich liderów. Niestety, w ostatnich miesiącach szwedzkie władze zmieniły korzystne przepisy.

Zaczęło się od konfliktu związków zawodowych portu Göteborg w 2016 roku, gdzie pracownicy dążyli do poprawienia warunków pracy, jednocześnie niektóre tamtejsze związki chciały podważyć umowy zbiorowe. Według liberalnych mediów, konflikt negatywnie wpłynął na kondycję finansową przedsiębiorstwa oraz płynność dostaw towarów. W tym roku sąd uznał, że nie można zorganizować strajku przeciw układowi zbiorowemu, jeśli znajdą się związki zawodowe chcące go bronić. Otworzyło to pracodawcom możliwość rozgrywania związków zawodowych, np. przeciwstawiając żądania stewardes pilotom i odwrotnie.

Jednocześnie szwedzkie władze oraz parlament podpisały prawo sankcjonujące te przepisy oraz radykalnie ograniczające możliwość legalnego wystąpienia przeciwko pracodawcom posiadającym układy grupowe. Od pierwszego sierpnia 2019 roku legalni przedstawiciele szwedzkich pracowników muszą najpierw negocjować z pracodawcą swoje żądania. Obalenie istniejących umów zbiorowych zostało niezwykle utrudnione. Nowe przepisy spotkały się z masową krytyką ze strony szwedzkich jurystów oraz organizacji robotniczych. Na drodze prawnej podjęto próby zmiany proliberalnych ustaw. Przyszłość jednak dopiero pokaże, czy będą one udane.

Jedno wiadomo już teraz: gabinet Stefana Lövfena przyjął taktykę salami i jest zdecydowany spłacić parlamentarne zobowiązania wobec prawicy. Stopniowo wykorzystuje kontrowersyjne konflikty na linii pracodawcy i pracownicy, aby sparaliżować szwedzkie związki zawodowe. Zanim organizacje pracownicze się obejrzą, zostaną pozbawione uprawnień, które zdawały się wywalczone raz na zawsze, oczywiste i jasne. Prawica zaciera ręce.

Komentarze

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.
  1. Nie ma co wzdychać ani do realnego socjalizmu, ani tego z ludzką twarzą. Podstawowym problemem socjalizmu najpierw było zdjecie proletariuszom kajdan, a dopiero, kiedy już niczego nie mieli, taka placa, jak praca. Nagle okazalo sie, ze powraca podział na lepiej i mniej zarabiających, a każdy, zdaniem noblisty-elektryka ma jednakowy żoładek. Pomylił jeden z jednakowym, ale błąd zostal przyjety. W chwili, kiedy proletariusz zaczyna zarabiać, przestaje być faktycznym proletariuszem, czyli sam system wyzwolenia sprawia,że zwolennikow wyzwolenia jest coraz mniej, a na koniec wywalaja socjalizm i zostaja konsumentami. Piekny slogan,że w USA bezrobotny Afroamerykanin jedzie własnym samochodem po zasilek dla bezrobotnego pozostaje nadal kołem napedowym pracujących i zabiegających o pracę. Pazerny obcy kapitalista na szczęście przybral znajomą twarz i mówi językiem miejscowym, przyswajając sobie najgorsze metody pomiatania ludźmi. I między innymi, tu upatrywać przyczyny niewydolności polskiej gospodarki.

  2. Polska lewica boi się własnego cienia, więc się do niego nie przyznaje… w tej sytuacji najbardziej lewackim pomysłem w Polsce pozostaje dopłacanie pracodawcom do płac czyli… 500+ skrajnej katoprawicy. Pomysłem, jak się zdaje, przez lewicę nie do przebicia. Bo ta nie zaproponuje np. nacjonalizacji deweloperki i budowy mieszkań za czynsz skorelowany z najniższą płacą. W życiu.

  3. Powoli odchodzi pokolenie, które naocznie widziało wpływ, jaki ZSRR wywierał na kapitalistyczny system światowy. Dziś nie ma już „ojczyzny proletariatu”, a mieszkańcami bidula – któż by się przejmował..?

    Najgorzej, że system socjalistyczny (jedyny realny, ten w krajach „realnego socjalizmu”) atakują ludzie przyznający się do poglądów lewicowych. 22 lipca był zły, niedemokratyczny, octowo smutny. Więc dostaliśmy na krótko z powrotem Wedla, aż w końcu to o co tak na prawdę chodziło – internacjonalizm kapitalistyczny LOTTE.

    Smacznego.

    1. @Jacej, trafne spostrzeżenia. Szwedzki socjal nie wziął się z żadnej działalności związków (kłamliwy mit), lecz bliskości geograficznej ZSRR i strachu przed importem rewolucji.

      „wystąpili też antyimigracyjni działacze Szwedzkich Demokratów.”

      Szkoda, że Autor nie zauważył, iż „skrajna prawica” stała się najbardziej przesuniętym w lewo ugrupowaniem na szwedzkiej scenie politycznej. Tutaj też powstaje ważne pytanie – w czyim interesie działa lewactwo (nie lewica) straszące „skrajną prawicą”? Oczywiście kapitału i rzeczywistej skrajnej prawicy – tj. liberałów i libertarian.

    2. Niczego takiego, co imputuje mi powyższy wpis, nie napisałem.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

„Twierdza Chiny. Dlaczego nie rozumiemy Chin”

Ta książka Leszka Ślazyka otworzy Wam oczy. Nie na wszystko, ale od czegoś trzeba zacząć. …