W niedzielę 10 października ulice Tunisu zapełniły się protestującymi przeciwko ostatnim decyzjom prezydenta Kaisa Sayeda. Do dalszych manifestacji zagrzewa konserwatywna opozycja.

Tunezyjczycy znowu na ulicach

Liczebność uczestników niedzielnej, pokojowej manifestacji szacuje się na około 5 tysięcy osób. Pomimo niewielkich utrudnień ze strony policji, nie doszło do żadnych poważniejszych starć. Wyjście Tunezyjczyków na ulice, to kulminacja długotrwałego już kryzysu politycznego, przypieczętowanego przez decyzję prezydenta Kaisa Sayeda o odwołaniu cieszącego się coraz mniejszym poparciem rządu. Mimo, że zawieszenie rządu które nastąpiło 25 lipca spotkało się z początkowym entuzjazmem Tunezyjczyków, w końcu zaniepokoił fakt, że prezydentowi Sayedowi nieszczególnie spieszy się do powołania nowego składu rządu. Wszystkie państwowe decyzje wprowadzane są w życie wydawanymi przez niego dekretami. Aby nieco wyciszyć napiętą atmosferę, prezydent wyznaczył osobę na przyszłe stanowisko premiera – Najle Bouden Romdhane, pierwszą w historii kobietę na stanowisku szefa rządu w Tunezji. Nie uspokoiło to jednak obywateli, podsycanych do dalszych protestów przez opozycyjna partię Partię Odrodzenia (Ennahda).

Reakcja opozycji

Partia Odrodzenia, islamski odpowiednik europejskiej chadecji, założona została w 1989 roku i powróciła w 2011 po obaleniu Ben Alego, pod przewodnictwem Raszida Ghannuszi. Mocne skorumpowanie posłów Ennahdy prezydent podał jako jeden z powodów do rozwiązania rządu. Obecnie umiarkowanie konserwatywna partia wykorzystuje słabnące poparcie Sayeda, oskarża go o dokonanie zamachu stanu i nawołuje do dalszych manifestacji, jednocześnie apelując o utrzymanie ich pokojowego charakteru. Nie bez powodu zdecydowana większość protestujących w niedzielę obywateli to zwolennicy Partii Odrodzenia.

Prawdą jest, że poczynania Kaisa Sayeda i niepowołanie rządu w ciągu 30 dni od jego zawieszenia, jest niezgodne z konstytucją z roku 2014, której sam Sayed był współautorem. W ubiegłym tygodniu prezydent otwarcie przyznał, że ma zamiar stosować się tylko do części jej zapisów. Brak poszanowania dla demokratycznych wartości jest sygnałem ostrzegawczym dla Tunezyjczyków, pamiętających jeszcze niedawną dyktaturę Ben Alego, obalonego w 2001 roku po jaśminowej rewolucji. Do kryzysu politycznego Tunezji należy dodać również głęboki kryzys ekonomiczny, pogłębiony przez pandemię COVID19, która osłabiła ważny dla Tunezji sektor turystyczny. Sam prezydent winą za nieporadną politykę gospodarczą obarcza skorumpowany dotychczasowy rząd. Warto wspomnieć, że głęboki kryzys gospodarczy doprowadził do serii protestów na przełomie grudnia i stycznia, w dziesiątą rocznicę jaśminowej rewolucji.

Mimo względnego poparcia dla kandydatki na szefa rządu, samo wyznaczenie Romdhane na to stanowisko nie uspokoiło sytuacji, a prezydent Sayed spodziewać się może dalszych protestów.

 

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Koalicji Lewicy może grozić rozpad. Jest kłótnia o „jedynkę” do PE

W cieniu politycznej burzy, koalicja Lewicy staje w obliczu niepewnej przyszłości. Wzrasta…