Pamiętacie gorące dyskusje wokół in vitro i ustawy o leczeniu niepłodności? Prawo to ostatecznie obowiązuje od listopada 2015 r. A przynajmniej obowiązywać powinno, bo w ramach „dobrej zmiany” nie jest realizowane jedno z podstawowych założeń ustawy.
W jej myśl przy Ministerstwie Zdrowia powinna działać Rada ds. Leczenia Niepłodności. Przewidziano dla niej obszerny katalog zadań – doradzanie ministrowi, informowanie społeczeństwa o tym, jak dbać o zdrowie układu rozrodczego, a także co robić, gdy pojawiają się problemy z płodnością. Członkowie Rady mieli ponadto upowszechniać standardy postępowania w leczeniu niepłodności i opiniować wnioski placówek medycznych o status centrum leczenia niepłodności. Do Rady wchodzić miało maksymalnie 15 ekspertów – lekarzy, prawników, etyków; ich kadencja w myśl ustawy trwa cztery lata.
Niestety, żadna z tych rzeczy nie jest realizowana – Konstanty Radziwiłł po prostu nie powołał Rady. Co więcej, jak Ministerstwo Zdrowia napisało w odpowiedzi Polskiej Agencji Prasowej, prace nad powołaniem nie są prowadzone. Rzeczniczce ministerstwa nie przeszkadza to utrzymywać, że „zadania wynikające z przepisów ustawy są realizowane”.
Jedną z możliwości, o których Rada miałaby informować starających się bez powodzenia o dziecko, było in vitro. Tym bardziej, że ustawa o leczeniu niepłodności daje możliwość korzystania z tej procedury nie tylko małżeństwom, ale i parom pozostającym we wspólnym pożyciu. Co prawda warunkiem ubiegania się o legalne in vitro było wyczerpanie innych metod leczenia po przynajmniej rocznej terapii, ale już samo przyzwolenie na tę procedurę i dopuszczenie do niej związków nieformalnych mogło być dla arcykatolickiego ministra Radziwiłła nie do zniesienia.
Minister ma obowiązek przedstawić Sejmowi sprawozdanie z wykonania ustawy i przedstawić skutki jej stosowania. Zapewne również gromadzone przez resort dane statystyczne o procedurach in vitro, udanych zapłodnieniach, urodzeniach, zamrożonych zarodkach. Pierwsze sprawozdanie ustawa przewiduje jednak dopiero w maju 2021 r. Do tego czasu, jeśli PiS nie straci władzy, spokojnie zdąży przebudować prawodawstwo związane ze służbą zdrowia w odpowiednio katolickim duchu.