Rząd chce poprawić położenie najgorzej zarabiających. Aby jednak nie rozdrażnić swoich pupilków – najbogatszych przedsiębiorców, zamierza dopłacać do głodowych pensji z publicznych pieniędzy.
– Rolą państwa jest, by temu, kto mało zarabia, dopłacić tyle, by mógł godnie żyć – mówiła Kopacz na konferencji prasowej w Łodzi. Wyjaśniła, że projekt ustawy ma powstać jeszcze przed jesiennymi wyborami parlamentarnymi, jego autorami będą członkowie specjalnej komisji, która została powołana w czerwcu, a adresatami wprowadzanych zmian mają być osoby, które pracują na podstawie umów o pracę i zarabiają pensję minimalną.
Kopacz zaznaczyła co prawda, że najniższe możliwe wynagrodzenie zostanie od przyszłego roku podwyższone (z 1750 do 1850 zł), jednak trudno się oprzeć wrażeniu, że rząd po raz kolejny próbuje zastosować rozwiązanie zastępcze, zamiast likwidować patologię u jej żródła. Polska ma bowiem jeden z najniższych wskaźników udziału płac w PKB – zaledwie 35,6 proc. (dane Eurostatu). Oznacza to, że pracownicy otrzymują tylko nieco ponad jedną trzecią wartości, którą wypracowują dla swoich szefów. W lepszej sytuacji są pracownicy większości państw na podobnym etapie rozwoju: Bułgarzy (37,1 proc.) czy Rumuni (36,6 proc.), nie mówiąc już o Czechach, których płace stanowią 42,5 proc. PKB. Co w tej sytuacji chce zrobić Platforma Obywatelska? Nie uszczuplając budżetów przedsiębiorstw chce dotować najuboższych pracowników, utrzymując w ten sposób zasobność portfeli i dobre samopoczucie właścicieli firm.