Choroby psychiczne – problem do niedawna jeszcze uważany za wstydliwy – dziś to już zjadające nas monstrum. Statystyki dotyczące zdrowia psychicznego Polaków lecą na łeb na szyję. Co czwarta polska rodzina dotknięta jest problemem choroby psychicznej. W ciągu ostatnich 10 lat czterokrotnie zwiększyliśmy zużycie psychotropów. Fala samobójstw sięga nawet 6 tys. osób rocznie. To krwawe żniwo zbiera w większości depresja. Cierpi na nią 1,5 mln osób, w tym coraz więcej młodych, aktywnych zawodowo.
Dla chorego na depresję wykonanie nawet najdrobniejszej czynności oznacza nieopisane cierpienie. A stoją przed nim dwa ogromne wyzwania. Najpierw: przełamać tabu. O ile młodzi pacjenci nie mają problemu ze zwróceniem się o profesjonalną pomoc, ci 50+ wciąż zmagają się ze wstydem. Wielu szuka gabinetu psychologa bądź psychiatry poza miejscem zamieszkania. Boją się napiętnowania, wykluczenia z życia wspólnoty, pracy, kościoła. A co z tymi, których nie stać na prywatne konsultacje? To dla nich zapowiadano przełom, gdy Ewa Kopacz ogłaszała swoje dzieło życia: ustawę o zdrowiu publicznym. I co? I gucio.
W Europie na psychiatrię przeznacza się średnio 5,5 proc. z puli wydatków resortu zdrowia. Polska jak zwykle ciągnie się tu w niechlubnym ogonie: u nas ten wskaźnik wynosi jedynie 3,7. Gdy spojrzymy na lidera – Szwajcarię, która na psychiatrię nie szczędzi grosza (12 proc.), trudno się dziwić, że „poziom szczęścia” obywateli zdaje się tam odczuwalnie wyższy. Nad Wisłą ludzie zarabiają mało, żyją szybko, pracują ponad siły a ci, którzy wypadną z obiegu, bo pewnego ranka nie znajdą już w sobie sił aby wstać z łóżka i zacząć nowy dzień – zostaną z tym całkiem sami.
Co piąta kobieta i co dziesiąty mężczyzna w trakcie swojego życia ma co najmniej jeden epizod depresji. Lekarzy przewidują, że armagedon dopiero nastąpi. „Ustawa Kopaczowej” zastąpi dotychczasowy Narodowy Program Ochrony Zdrowia Psychicznego. Program, który, choć niedofinansowany, przez specjalistów oceniany był jako nowoczesny i przyjazny pacjentom. I nastanie chaos. Nowa ustawa zaprzepaszcza bowiem dotychczasowe dobre rozwiązania, gubiąc zdrowie psychiczne w gąszczu przepisów dotyczących innych gałęzi medycyny. „Stary” program szczegółowymi wytycznymi zobowiązywał samorządy do organizowania środowisk pomocowych – choćby takich jak pensjonat U Pana Cogito w Krakowie, prowadzony przez osoby, które wyszły z poważnych kryzysów psychicznych, schizofreników, tych, którzy pokonali depresję. Chorzy wracają tam do zdrowia, ich rodziny uzyskują wsparcie. Po cudach, które obiecywała pani premier, psychiatrzy snuli już marzenia o „Cogito w każdym powiecie”. Rzeczywistość boleśnie rozjechała się z oczekiwaniami: od teraz psychiatria będzie nie tylko niedofinansowana, ale również scentralizowana w NFZ. – Same tabletki nie wystarczają, by wrócić do pracy, do szkoły, nawiązać lub naprawić relacje – mówi doktor Andrzej Cechnicki współpracujący z Cogito.
Niewątpliwie, w Polsce jest do załatwienia wiele spraw ważniejszych, palących, niecierpiących zwłoki. Jednak, jak mawiał Stanisław Jerzy Lec, „nasze dni są policzone – przez statystyków”. Każdy z nas pewnego dnia może stracić poczucie sensu. Warto wiedzieć, że wówczas państwo będzie miało nas gdzieś.