Czy uda się ocalić przed likwidacją kopalnię Makoszowy? Była radość po znalezieniu chętnego inwestora. Teraz są obawy związków zawodowych, czy inwestor podoła kosztom i co w ogóle zamierza robić z kopalnią, jeśli ją rzeczywiście kupi.
Potencjalny inwestor to KWK Siersza Sp. z o.o. z siedzibą w Micigozdzie (woj. świętokrzyskie). Wiadomo o nim niewiele. W zgodnej ocenie działających w Makoszowach związkowców jest kompletnie nieprzygotowany do zakupu kopalni, nie ma wizji jej rozwoju i dalszego funkcjonowania. Nie jest nawet do końca pewne, czy w ogóle stać go na kupno, bo wartość kopalni szacuje się w okolicach 300 mln złotych, a jeśli zostanie sprzedana, nowy właściciel będzie musiał oddać pomoc publiczną, jaką otrzymały Makoszowy. Chodzi o co najmniej 270 mln zł, z odsetkami z pewnością więcej.
– Kopalnia to nie worek kartofli, więc nie można jej ot tak sobie sprzedać – komentuje Andrzej Chwiluk, przewodniczący Związku Zawodowego Górników w Polsce w kopalni. – Tu waży się los tysiąca trzystu osób, którym Makoszowy dają pracę.
Chwiluk katowickiej „Gazecie Wyborczej” powiedział jeszcze, że od KWK „Siersza” związkowcy usłyszeli, że inwestor musi dopiero zbadać sytuację zakładu, nie zna szczegółów jego programu naprawczego. Działacz związkowy nie wahał się określić takiej sytuacji mianem farsy. Podobne zdanie ma Robert Wujcik, działacz Sierpnia ’80, który stwierdził, że podczas rozmów z zarządem i załogą kopalni inwestor nie potrafił odpowiedzieć na żadne pytanie zadane przez związkowców. A pełnomocnik zarządu KWK „Siersza” Jakub Borowiec przyznał, że rozmowy te były „trudne”. Jeszcze w tym tygodniu będą kontynuowane, a o tym, czy transakcja ostatecznie dojdzie do skutku, rozstrzygnie komisja przetargowa.
O swój zakład związkowcy walczą od kilku miesięcy. – Kopalnia Makoszowy w ciągu miesiąca, bez dodatkowych nakładów mogłaby przynosić zyski – przekonywał Andrzej Chwiluk w styczniu. Teraz z jeszcze większym przekonaniem mówi o dobrych perspektywach zakładu, jeśli tylko trafi on w ręce inwestora znającego się na rzeczy. Podkreśla, że kopalnia pozyskała kontrahentów, których bardzo jej brakowało, szuka następnych. Tyle, że trudno jej skutecznie prowadzić z nimi negocjacje, jeśli nie wiadomo nawet, czy za 2-3 lat nadal będzie istniała.
Górnicy mają własny plan ratowania zakładu pracy, nie chcą jednak przedstawić szczegółów. Mówią jedynie, że rozmawiają o nich z komisarz Elżbietą Bieńkowską, przekonując ją, że warto, by Komisja Europejska w przypadku ich kopalni zgodziła się zastosować dawne regulacje. Nie wymuszały one likwidowania przedsiębiorstw, które otrzymały pomoc publiczną.