Wszystkie najmniejsze firmy zostają zwolnione z płacenia składek na ZUS przez trzy miesiące – poinformował na Twitterze minister w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów Łukasz Schreiber.
Biznesy, które zatrudniają do dziewięciu osób włącznie oraz jednoosobowe „przedsiębiorstwa” nie zapłacą przez najbliższe trzy miesiąca składek na ubezpieczenie społeczne. Nie ma przy tym znaczenia, czy ich obroty i przychód faktycznie spadły wskutek epidemii koronawirusa. Zaskakująca wiadomość pojawiła się na Twitterze ministra w KPRM, posła PiS Łukasza Schreibera.
Z Minister @JEmilewicz i finalizujemy prace nad #TarczaAntykryzoswa, a całość koordynuje Premier @MorawieckiM. Po analizie: WSZYSTKIE MIKROFIRMY ( 1-9 pracowników) przez 3 mce nie zapłacą ZUS-u za swoich pracowników. Zwolnienie niezależne od poziomu przychodów firmy! pic.twitter.com/4wr2TwgnCr
— Łukasz Schreiber (@LukaszSchreiber) March 24, 2020
Jeszcze w niedzielę, gdy mówiono o zapisach tzw. tarczy antykryzysowej dotyczących małych firm, była mowa o określonych obostrzeniach: osoby samozatrudnione oraz właściciele mikrobiznesów mieli zostać zwolnieni ze składek na ZUS tylko wtedy, gdy ich obroty w porównaniu z lutym spadły o połowę. Z publikacji Schreibera wynika, że w toku analiz przeprowadzonych razem z minister rozwoju Jadwigą Emilewicz wynika, że postanowiono zrezygnować ze sprawdzania, czy wsparcie się należy.
Również w niedzielę rząd miał przyjąć, że to Fundusz Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych zapłaci za pracowników składki, których nie odprowadzą właściciele firm.
Prezydent @AndrzejDuda oraz Premier @MorawieckiM uzgodnili objęcie mikrofirm zatrudniających do 9 pracowników całkowitych 3 miesięcznym zwolnieniem ze składek ZUS. Ale pracownicy nie stracą składek, bo będą one pokryte za pracodawców na rzecz pracowników przez FGŚP
— Paweł Borys (@PawelBorys_) March 21, 2020
Rząd nie wymyślił za to nic nowego w zakresie form pomocy dla pracowników czy osób, które już pracę straciły. Przypomnijmy, że dla pracowników zatrudnionych dotąd w oparciu o umowę zlecenia czy o dzieło przewiduje się jednorazową wypłatę ok. 2 tys. brutto, czyli kwotę absolutnie symboliczną. Tym, którzy dotąd mieli umowę o pracę, pracodawca będzie mógł obniżyć wynagrodzenie o 1/5, a następnie zapłacić tylko 40 proc. dotychczasowej pensji – resztę dołoży państwo.
Czy tego rodzaju ruchy w ogóle mogą uratować w dobie recesji przedsiębiorstwa, gdy kryzys dotyka całe gałęzie gospodarki, a nie tylko małe biznesy? Do takich wątpliwości rząd do tej pory się nie ustosunkował, jeśli w ogóle zamierza.