– Brazylijczyk może zanurkować w kanale ściekowym i niczego nie złapie – wyraził się Jair Bolsonaro o epidemii koronawirusa. Skrajnie prawicowy prezydent największego kraju Ameryki Południowej zamierza kompletnie ignorować zalecenia WHO dotyczące zwalczania choroby. Wzrost gospodarczy jest dla niego ważniejszy.
Bolsonaro nazywał już COVID-19 „fantazją” i chorobą nie bardziej niebezpieczną niż lekka grypa. Nie przekonał go nawet test na obecność koronawirusa, któremu musiał się poddać (dał wynik negatywny). Podczas jednego ze swoich ostatnich regularnych występów na żywo na Facebooku tłumaczył Brazylijczykom, że epidemia wkrótce się skończy, a gubernatorów i burmistrzów miast, którzy wprowadzili lokalne obostrzenia w poruszaniu się, nazywał „przestępcami”.
Wczoraj Bolsonaro demonstracyjnie objechał stolicę kraju: ściskał ręce zwolenników, zachęcał, by dalej pracować, jakby nic się nie działo, zachodził na bazary, ostentacyjnie złamał wszystkie zalecenia odnoszące się do zachowywania dystansu. Jedynie osobom starszym polecił pozostawanie w domach.
Do tej pory w Brazylii odnotowano 4300 przypadków zakażenia i 140 zgonów. Eksperci są praktycznie pewni, że to dopiero początek tragedii, dla której podatny grunt stworzyło wieloletnie stwarzanie rażących nierówności, przyzwalanie na to, by miliony mieszkańców żyły w warunkach urągających ludzkiej godności: bez dostępu do wody bieżącej, bez regularnego wywozu odpadów, w prowizorycznych schronieniach, w ogromnym zagęszczeniu. Minister zdrowia w rządzie Bolsonaro, Luiz Henrique Mandetta, przewiduje, że krajowy system opieki medycznej, w razie lawinowego wzrostu liczby zachorowań, może się po kilku tygodniach po prostu zawalić. Jaka była odpowiedź Bolsonaro? Minister dowiedział się, że za kolejne krytyczne wypowiedzi straci stanowisko, a to, że „niektórzy umrą”, to zwykła kolej rzeczy.
Od Bolsonaro zaczęli odwracać się nawet niektórzy prawicowi gubernatorzy i burmistrzowie, którzy wprowadzili u siebie ograniczenia w poruszaniu się, zalecili samoizolację i pracę zdalną – by bez szwanku przeszedł przez trudne czasy ich elektorat z klasy średniej i wyższej. – Z tym człowiekiem nie da się już rozmawiać – powiedział o Bolsonaro prawicowy gubernator stanu Goias Ronaldo Caiado, lekarz z wykształcenia, który dotąd wspierał prezydenta.
Część mieszkańców Rio de Janeiro i innych brazylijskich metropolii, które wprowadziły obowiązek samoizolacji w domach, w ostatnich dniach protestowała przeciwko postawie prezydenta, wychodząc o umówionych godzinach na balkony czy stając w oknach, by wspólnie głośno bić w garnki i patelnie. Z drugiej strony sondaże pokazują, że blisko 1/3 Brazylijczyków jest bardzo zadowolona z postawy Bolsonaro w obliczu kryzysu.