62-letni ksiądz Mirosław B. został – a jakże – przeniesiony do innej parafii.
Joanna ma 17 lat. Jej adorator w sutannie jest od niej niemal cztery razy starszy. Na jednej z wycieczek klasowych zaczęli wysyłać do siebie SMS-y, w których wyznawali sobie miłość. Jak się okazało ksiądz nie tylko nie przerwał tej korespondencji, ale chętnie brał w niej udział i podsycał atmosferę zażyłości.
O sprawie poinformował SuperExpress. Nastolatka mieszka we wsi niedaleko Bydgoszczy. Jej rodzina jest bardzo religijna. Nie jest jasne w jaki sposób ta szczególna relacja została nawiązana. Gdy Joanna pojechała razem z klasą na wycieczkę, słała do Mirosława B. SMS-y, a on odpisywał m.in., że ją kocha.
Telefon ofiary został ukradziony przez jednego z uczniów z jej klasy. Ten zrobił zrzuty ekranów korespondencji pomiędzy nią, a księdzem i zamieścił je w sieci. W tych drastycznych okolicznościach Joanna podjęła nieudaną próbę samobójczą.
Najbardziej szokująca wydaje się jednak postawa rodziców Joanny, którzy w rozmowie z dziennikarzami SuperExpressu odpowiedzialnością za tragedię córki obciążyli powszechny dostęp do internetu. Nie wypowiedzieli ani słowa poważnej krytyki pod adresem sutannianego Casanovy.
„Te SMS-y zostały umieszczone na zamkniętych forach internetowych. To, co się stało, to wina internetu” – powiedziała matka nastolatki; cytuje ją zarówno SuperExpress jak i portal Onet. Wyjaśniła jedynie, że uważa, iż ksiądz „powinien był to przerwać” oraz „przyjść z tymi wiadomościami” do niej. Jak wspomina – „miałam pretensje”.
Również ojciec Joanny wypowiadał się w bardzo uspokajającym tonie. Mówił między innymi, że jego córka wraca po świętach do szkoły i że „wychodzi na prostą”. To oczywiście bardzo dobrze, jeśli to prawda, jednak jest skandalem, że w tych okolicznościach Mirosław B. nie poniesie żadnej odpowiedzialności.
Policja wie o sprawie, funkcjonariusze mają także świadomość, że Joanna próbowała popełnić samobójstwo, ale – jak twierdzą – są bezradni wobec zaistniałych okoliczności.
„Oficjalnego zawiadomienia do nas nie było, więc się tym nie zajmujemy” – SuperExpress cytuje anonimowego śledczego.