Jan Tajster, nowy dyrektor Zakładu Infrastruktury Komunalnej i Transportowej, wybrany na to stanowisko przez swojego wiernego politycznego przyjaciela, Jacka Majchrowskiego, wyznał dzisiaj ze wzruszającą szczerością, że nie potrafi odbierać ani pisać maili i w ogóle nie radzi sobie z obsługą komputera. Jego zdaniem, umiejętności te nie są potrzebne do pełnienia tej funkcji.
Wie co mówi, w końcu ma doświadczenie w byciu dyrektorem. Jako szef Zarządu Dróg i Komunikacji (dawniej ZIKiT) doprowadził w 2005 r. do paraliżu komunikacyjnego miasta w związku z gołoledzią – w 2009 został nawet za to skazany prawomocnym wyrokiem na karę 10 tys. zł grzywny, ale wyrok już się zatarł. W 2008 trafił do aresztu w związku z podejrzeniem przyjęcia łapówki wycenionej na 880 tys. zł – firma Budostal w zamian za intratne zlecenia za pieniądze podatników miała mu wyremontować dom. W areszcie spędził prawie dwa lata, odzyskał wolność, ale aż 12 spraw przeciwko niemu wciąż się toczy – Tajster jest oskarżany nie tylko o korupcję i przyjęcie korzyści w wysokości w sumie kilku milionów złotych, niewypełnianie obowiązków, przekraczanie uprawnień, fałszowanie dokumentów, ale także o mobbing i molestowanie seksualne pracownic ZDiK. Teraz osoby, które zeznawały przeciwko niemu, znowu są jego podwładnymi.
Trudno powiedzieć, co takiego zrobił dla prezydenta Krakowa Jan Tajster – albo co o nim wie – ale wszystkie te rewelacje Jacek „Car” Majchrowski przyjmuje ze spokojem i wciąż nie widzi problemu w swojej nominacji. Do wyborów daleko, ciemny lud szybko zapomni, a o kolegów trzeba dbać. Oburzenie markuje krakowska Platforma Obywatelska, która groziła nawet palcem, że zerwie koalicję, zdecydowanie jednak odrzuca pomysł zwołania referendum o odwołanie prezydenta i jego świty z kartoteką. Nawet PiS, taki niby narodowowyzwoleńczy, otwarcie antycarskich działań nie podejmuje. A dyrektor Tajster już zlecił kupno nowych mebli do swojego gabinetu.