„Kiedy Polska się odrodzi, to was już tutaj nie będzie, nie będziecie w Polsce szerzyć islamu” – miał mówić do jednej z ofiar 32-letni Marcin M., przykładając mu do szyi skalpel. Obrońca bandytów usprawiedliwiał ich działania „poziomem agresji religijnej w społeczeństwie”.
Sprawę opisał szczegółowo „Dziennik Wschodni”. W piątek odbyła się pierwsza rozprawa Marcina M. i Amadeusza Z., dwóch mieszkańców Kraśnika, obydwu wielokrotnie karanych. Mężczyźni przyznali się do winy, jednak przedstawiają inną niż ofiary wersję wydarzeń niż ofiary i śledczy, stąd sąd nie zgodził się na dobrowolne poddanie się karze.
Jak wynika z przeprowadzonego postępowania, Marcin M. pierwszy raz spotkał Krzysztofa K., który należy do świadków Jehowy, na ulicy. Groził mu wówczas, że on i jego koledzy spalą dom modlitwy, w którym spotyka się wspólnota. Dziesięć dni później M. wraz z kolegą, Amadeuszem Z., zaczepił K. i jego syna, kiedy ci stali przy stoisku i rozdawali materiały religijne. – Byliśmy pijani, ja się z nich wyśmiewałem – opowiadał Marcin M. w sądzie. – Wziąłem jedną ulotkę, zmiąłem i rzuciłem w kałużę. Tak jakoś wyszło. Nie jestem nietolerancyjny – tłumaczy się. Potem wyjął z kieszeni skalpel, przyłożył go do twarzy Krzysztofa K. i zaczął mu grozić. Jak wynikało z jego wypowiedzi, miał swojej ofierze za złe „szerzenie islamu”. Na szczęście nie zrobił ani K. ani jego synowi krzywdy.
Najbardziej szokująca w całej sprawie jest jednak argumentacja, stosowana przez obrońcę M. i Z., mecenasa Piotra Janasa. Według niego czyn miał znikomą szkodliwość, co więcej, okolicznością łagodzącą powinna być powszechność polskiego rasizmu i ksenofobii. – W naszym społeczeństwie poziom agresji i nietolerancji ze względu na religię jest wysoki. Nie do końca wypracowaliśmy sobie sposób postępowania wobec innych. Karanie mojego klienta nie byłoby najwłaściwsze – tłumaczył. Sędzia Mirosław Styk nie dał się jednak przekonać. – Szkoda, że nie mogliśmy tego nagrać. Ogólne zdziczenie społeczeństwa nie oznacza, że oskarżony ma postępować w ten sam sposób. To nie usprawiedliwia przemocy na tle religijnym. Szkoda, że pan mecenas nie przyszedł tu z legitymacją ONR lub podobnej organizacji – odpowiedział mecenasowi Janasowi.