Niemal zatarła się w pamięci heroiczna walka ledwie garstki prawników przeciwko wprowadzeniu ustawy o postępowaniu wobec osób z zaburzeniami psychicznymi stwarzających zagrożenie życia, zdrowia lub wolności seksualnej innych osób.
Przypomnę: pod koniec 2012 roku zdano sobie sprawę, że w więzieniach przebywa kilka osób skazanych za ciężkie przestępstwa seksualne, którym na początku lat 90-tych wyroki śmierci zamieniono na jedyny i najwyższy wówczas wyrok w kodeksie karnym czyli na 25 lat więzienia co oznacza, że wyjdą zza krat niebawem. Czyny, które skazani popełnili, jeżyły włosy na głowie, a opinia publiczna, umiejętnie popychana wypowiedziami zwolenników ostrej polityki karnej, szalała z niepokoju i żądała nieledwie zabicia skazanych w imię bezpieczeństwa niewinnych dzieci.
Wiele osób wyrażało publicznie obawy, że na wolności mogą swe straszne czyny popełnić ponownie, a państwo nie ma instrumentów prawnych, by ich za kratami zatrzymać. Naprędce zatem przygotowano ustawę, która umożliwia pozbawienie tych ludzi wolności.
Trzeba było naprawdę sporej odwagi cywilnej, by próbować wytłumaczyć zwykłym, przerażonym ludziom, że ta ustawa narusza podstawowe prawa człowieka choćby takie jak to, że nikt nie może być karany dwa razy za to samo przestępstwo i że nie można nikogo pozbawiać wolności bez wyroku. Ci dzielni przeciwnicy ustawy zwracali uwagę, że nowe prawo może w rękach władzy mającej ciągoty do totalitarnych zachowań być wygodnym i potwornym jednocześnie narzędziem do dożywotniego pozbawiania ludzi wolności bez sądu. Wskazywali, że proponowany akt prawny może stać się instrumentem politycznej walki z opozycją.
Problem polegał na tym, że wypowiadając się przeciwko nowej ustawie byli postrzegani jako obrońcy przestępców skazanych za odrażające przestępstwa. Środowiska PiS robiły wszystko, by taka narracja stała się dominująca.
Ustawę uchwalono, a w Krajowym Ośrodku Zapobiegania Zachowaniom Dyssocjalnym w Gostyninie przebywają dzisiaj „bestie” jak ich opinia publiczna i media pospiesznie nazwały. Kilka dni temu Rzecznik Praw Obywatelskich wypowiedział się w sprawie praw osób tam przebywających.
Jasno i niedwuznacznie skonstatował, że przepisy, na podstawie których osoby są tam umieszczane zawierają istotne luki. Proces terapii w stosunku do osób jej wymagającej jest utrudniony lub wręcz niemożliwy. Sposób weryfikacji potrzeby dalszego pobytu pensjonariusza wspomnianego ośrodka jest nie tylko niekonstytucyjny, jak orzekł TK w 2013 roku, ale na dodatek nie podjęto żadnych działań, by go zmienić. W ośrodku jest dramatyczne przeludnienie: zamiast po dwie osoby w Sali przebywa ich tam nawet osiem. Osoby chore psychicznie nie są kierowane do szpitali psychiatrycznych, lecz wciąż przebywają w ośrodku bez leczenia. Stosuje się kary dyscyplinarne bez podstaw prawnych.
Dr Adam Bodnar pokazuje po raz kolejny niezbędność jego urzędu szczególnie w takim państwie jak dzisiejsza Polska. Nie jest bowiem sztuką przyłączyć się do wielosettysięcznego tłumu, który skanduje słuszne hasła w obronie przez wszystkich podzielanych wartości. Prawdziwym kunsztem obrońców praw człowieka jest stanąć w obronie kogoś, kto jest otoczony powszechna pogardą, niekiedy zasadnie. Bo wiedzą oni, że nie można naruszać praw żadnego człowieka, choćby nie wiem jak nikczemnego, ponieważ można skrzywdzić niewinnego człowieka. I tej podstawowej rzeczy trzeba uczyć nas wszystkich codziennie.
Kilkanaście lat temu pisałem reportaż o dziewczynie skazanej za sprawstwo kierownicze w zabójstwie jej 3 letniego dziecka. W atmosferze linczu sąd pierwszej instancji skazał ją na 25 lat więzienia, choć minister żądał dożywocia. Sąd Apelacyjny po dogłębnym zbadaniu sprawy ją uniewinnił.
Kiedy mowa o prawie jaskrawie niesprawiedliwym, ale oczekiwanym przez żądną krwi czerń, to jego zwolennicy zazwyczaj rozkładają ręce mówiąc, że gdzie drwa rąbią, tam wióry lecą. Że też nikt nigdy nie pyta się o zdanie ludzkich wiórów.