Site icon Portal informacyjny STRAJK

Kto oswaja w Polsce faszystów?

youtube,com

Lewicowy elektorat, nawet jest jest najbardziej świadomy na poziomie zrozumienia procesów społeczno-ekonomicznych, potrafi kierować się nielogiczną zupełnie desperacją, kiedy przychodzi do politycznych wyborów. Nie tylko do Roberta Biedronia i jego sztabu wypada mieć poważne pretensje z powodu fatalnych 2,22 proc. Przed pierwszą turą kandydat Koalicji Obywatelskiej nie zaoferował wiele wyborcom lewicy, jednak ci masowo oddali się w jego ramiona.

Desperatów nikt nie szanuje, więc Rafał Trzaskowski zachowuje się, jakby głosy lewicowego elektoratu miał już w kieszeni. Co innego wyborcy Bosaka, którzy – jeśli wierzyć sondażom – przy urnach 12 lipca zamierzają się podzielić, część zaś nie pójdzie głosować wcale. Migdali więc Trzaskowski, zapewniając o swoim przywiązaniu do wolności gospodarczej, deklaruje, że nie podpisze żadnej ustawy podnoszącej podatki i oświadcza, że podniesie kwotę wolną od podatku, czego mimo złożonych obietnic nie zrobił jego konkurent. Jeszcze dalej posunął się przewodniczący Platformy, Borys Budka, który wypalił dziś rano w TVN24, że w wyborach zaplanowanych na 10 maja, które zbojkotować zamierzała Kidawa-Błońska, on „rozważał zagłosowanie na Bosaka”. Lewica sprzedała się tanio, więc nie zabiega o nią nikt.

Zaloty ekipy Trzaskowskiego w stronę elektoratu Konfederacji to działanie głupie i szkodliwe. Politycy KO poczuli się zbyt pewnie, zachowują się jak socjopaci, nie dostrzegają emocji społecznych. Przesuwając klocki z procentami, formułują siermiężny przekaz, który może odnieść efekt odwrotny do zamierzonego. Rację ma Adam Ostolski, który ostrzega, że nie tylko wyborcy lewicy, ale też część fanów Trzaskowskiego, dla których wolność to jednak wartość, może umizgi do faszystów odebrać jako potwarz i drugą turę zbojkotować.

Lizanie brunatnego dupska Bosaka obliczone na natychmiastową korzyść oznacza też podniesienie rangi polityka ekstremistycznej prawicy oraz ostateczne zalegitymizowanie Konfederacji jako pełnoprawnego uczestnika życia politycznego, partnera do rozmów i sojuszy. W państwach europejskich, poza nielicznymi wyjątkami jak Austria, czy kraje bałtyckie, takie działania są niedopuszczalne, a skrajna prawica otaczana jest kordonem sanitarnym. Paktować może ze wszystkimi, ale nie z naziolami.

W Polsce kultura włączania prawicowego radykalizmu do życia społecznego rozkwita od początków polskiej transformacji. Podczas rządów PiS zjawisko to jednak nabrało jeszcze tempa, przybierając niepokojące rozmiary. W ramach „zabezpieczania prawej ściany” do rządu włączony został działacz Młodzieży Wszechpolskiej. Jawny ekstremista Andruszkiewicz ma dostęp do poufnych danych jako wiceminister w resorcie cyfryzacji. Na stanowiskach niższego szczebla zostali zatrudnieni jego koledzy. Organizacje neofaszystowskie stanowią dla ekipy Kaczyńskiego swoistą akademię talentów. Jeden z założycieli ONR, Tomasz Greniuch,  do niedawna jako redaktor Drogi Nacjonalisty uważał za bohatera Leona Degrelle’a. Inny ceniony przez obecną władzę pracownik IPN, Mariusz Bechta, karierę polityczną rozpoczął od wywieszenie w 1993 roku na bramie UW transparentu chwalącego rasistowskiego mordercę i terrorystę Walusia „Chwała Januszowi za celne strzały” – głosił napis. PiS sięga również po akademickich piewców brunatnej ideologii. Związany z czasopismem Glaukopis Wojciech Muszyński, pracownik IPN, na początku grudnia ubiegłego roku publicznie żałował, że członków partii Razem nie można zamordować tak, jak lewicowców w Chile Pinocheta.  Etycznym autorytetem w środowisku PiS jest Jan Żaryn, historyk, endek z trzeciego pololenia, znany z zoologicznego wręcz antykomunizmu i płomiennych manifestów przeciwko delegalizacji ONR. Miejsce w PiS znalazło się też dla innego wieloletniego działacza skrajnej prawicy, byłego posła LPR – Sylwestra Chruszcza.

Polski neofaszyzm, mimo zdolności do organizowania 200-tysięcznych pochodów, na poziom parlamentu wdrapał się dopiero dzięki sojuszowi z wolnorynkowymi fanatykami. Wcześniej był na scenie politycznej nieobecny, bo prawą stronę zagospodarował PiS, operując językiem typowym dla skrajnej prawicy.  To partia Kaczyńskiego rozpętała falę nienawiści do uchodźców, uciekając się do retoryki skopiowanej z manifestów europejskich nazioli. Premier Morawiecki zapalał świeczki na grobach hitlerowskich kolaborantów. 11 listopada 2018 roku  ten sam szef rządu maszerował wspólnie z nacjonalistami z okazji Dnia Niepodległości. W tamtym marszu uczestniczył też Andrzej Duda, który w 2019 roku objął honorowy patronat nad świętem Brygady Świętokrzyskiej, a podczas bieżącej kampanii stwierdził, że osoby LGBT nie są ludźmi. Swoje za uszami ma też prezes Kaczyński, który ostrzegał Polaków, że lepiej nie przyjmować uchodźców, bo ci roznoszą zarazki.

Historia oswajania faszyzmu, jest oczywiście znacznie dłuższa, swoje na sumieniu mają też obecni politycy Platformy Obywatelskiej, jak Niesiołowski czy Michał Kamiński, choć ci przynajmniej przeprosili za spotkanie z konającym Augusto Pinochetem. Szkoda, że nie za podniesienie kultu żołnierzy wyklętych do rangi najważniejszego bodaj elementu kształtowania pamięci zbiorowej. Za rządów PiS adaptacja języka faszystowskiego ma jednak miejsce na poziomie instytucji państwowych i wypowiedzi najwyższych urzędników w państwie. Dlatego właśnie jeden z nich, Andrzej Duda, powinien zostać przez społeczeństwo ukarany. Kto ma przekonanie, że najlepszą formą kary będzie wyborczy głos przeciwko takiemu prezydentowi – niech taki głos oddaje. Kto czuje, że dla lewicowca nie ma w II turze dobrego wyboru – niech postąpi zgodnie z sumieniem. Zaś jedni i drudzy, żeby nie być więcej stawiani w podobnej sytuacji, musimy ruszyć do pracy u podstaw. Pokonamy faszyzm i karmiący go neoliberalizm tylko stając po stronie pracowników, lokatorów, bezrobotnych, ożywiając własną socjalistyczną pamięć historyczną. Będzie to wymagać co najmniej tyle wysiłku, ile włożyli nasi przeciwnicy w budowanie swojego przekazu i umacnianie go. Będzie trudne… ale ciągle jest możliwe.

 

Exit mobile version