Wojna hybrydowa nie toczy się w podziemiach rosyjskiej ambasady ani w niemieckich wydawnictwach brukowych gazet. Wbrew tezie, którą Polacy stawiają od wieków – że próbują nas skłócić obce mocarstwa i wrogowie zza granicy – sami najlepiej potrafimy odgradzać się od siebie zasiekami. We wprowadzaniu języka nienawiści już nie tylko do mediów publicznych, ale do oficjalnego politycznego dyskursu, PiS jest liderem i trudno się tego wyprzeć. Kiedy prezydent w mowie pogrzebowej mówi o zdrajcach narodu, którzy teoretycznie jedno, a praktycznie drugie – to znak, że przekroczyliśmy kolejną granicę, za którą pozostaje już tylko fizyczna agresja.

Można mieć wiele zastrzeżeń do ekipy Tuska, do KOD czy Kijowskiego osobiście. Można nie lubić gazety Michnika i nie oglądać TVN, ale prawda jest taka, że spośród tych dwóch obozów – prawicowego i centroprawicowego – to PiS jest stroną, która jako pierwsza chwyciła się dramatycznej retoryki narodowowyzwoleńczej. Wszystkie krwie na rękach, drugie obiegi, podnoszenie z kolan, kondominia i zaprzańcy – to wykwity umysłowe polityków PiS i prawicowych dziennikarzy, którzy ochrzcili się „niepokornymi” i teraz czują się nieomal wyklętymi misjonarzami słusznej sprawy, choć nikt im nigdy nie zabraniał wydawania swoich tytułów.

Prawica uwielbia wojenne klisze i szufladki – stworzyła ich cały katalog, oparty na wartościach odwołujących się do pojęcia narodu. Podała je ludziom tak, jak wkłada się do rąk bagnety i ani myśli się z tego tłumaczyć. Kim są zdrajcy, o których mówił prezydent Duda? Którzy to? Kogo i jak zdradzili? Nie wiadomo. Tutaj pozostaje miejsce na puszczenie oka – prawdziwi Polacy, ci z lepszego sortu, wiedzą. Kim są zaprzańcy ministra Macierewicza? Kogo, czego się zaparli? Moc inwektyw jest wielka. Zwalniają z myślenia. Pozwalają recytować przy świątecznym stole formułki zasłyszane w radiu Maryja lub „Wiadomościach”.  Za chwilę zabraknie słów, bo te najmocniejsze tracą już swoją siłę. „Zdrajca” czy „niepolak” oznacza dziś po prostu człowieka o odmiennych niż prawicowe poglądach. I nie trzeba się kłopotać wyjaśnianiem, dlaczego bierzemy na nim odwet. Zdrajca to zdrajca, dla zdrajców jest brzytwa i tyle. „Komunistyczna propaganda” zaś oznacza media inne niż te bezkrytycznie popierające partię rządzącą.

PiS ma dziś pełną swobodę sączenia języka nienawiści w mediach publicznych. Cieszy to narodowców, który obsługę klisz językowych bazujących na polskich uprzedzeniach, lękach i kompleksach opanowali już w międzywojniu. Wystarczy wrogiem ojczyzny ochrzcić każdego, kto historię widzi inaczej niż ciąg zwycięstw narodu wybranego nad niewybranymi. Kto przypomina niepochlebne momenty. Kto opowiada się za otwartością. Kościół egzamin z nienawiści zdał celująco w latach 20. i 30. – dziś również wspiera radykalizację języka i nacjonalistyczne postawy. Operuje kategoriami zła i dobra tak, jak rozumie je prawica, choć powinien być ponad to. Z pomocą przychodzi nawet rynek: przykładem popularność koszulki z napisem „śmierć wrogom ojczyzny”. Państwo ochronę symboli państwowych rozumie w ten sposób, że znajdują się na kijach bejsbolowych i nikomu to nie wadzi. A dyrektor Muzeum Powstania Warszawskiego mówi o tym, że trzeba się „komunikować ze społeczeństwem w języku, którego ono używa w swojej wyobraźni zbiorowej”.

To jasne, że język walki politycznej niekoniecznie jest językiem dyplomacji. Ale jest narzędziem, które powinno być używane odpowiedzialnie i z rozwagą. Lewica również nie powinna ulegać pokusie operowania chwytliwymi uproszczeniami, jeżeli chce się czymś od narodowych propagandzistów różnić. PiS spuściło ze smyczy wszystkie swoje bullteriery i cieszy się, że w tym roku igrzyska są wyjątkowo krwawe. Jednocześnie zaś, przy akompaniamencie oskarżeń i wyzwisk, oburzeniem napawa jego działaczy pamiętna rozmowa Sienkiewicza z Belką, będąca przy języku Macierewicza i Waszczykowskiego rozmową erudytów. Tę dysproporcję naprawdę widać, słychać i czuć.

Komentarze

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.
  1. Jeżeli mówimy o wprowadzaniu to – „We wprowadzaniu języka nienawiści już nie tylko do mediów publicznych, ale do oficjalnego politycznego dyskursu” – liderem już na zawsze pozostanie premier Tusk i jego PO. Przemysł nienawiści, do niedawna tak często przywoływany przez PiS (choć nie tylko PiS-u dotyczył), był niestety rzeczywistością. Macierewicz i S-ka, tylko kontynuują tradycje. Ale dziś to tylko drobny szczegół. (5/6)

    1. Jeśli już mówimy o wprowadzaniu języka nienawiści, to pierwszy był Koński Łeb ze swoją bandą. Ale idealnie wpasowany w chęci i idee miejscowego hitlerka. Teraz już hitlerek robi to na własna rękę.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Demokracja czy demokratura

Okrzyk „O sancta simplicitas” (o święta naiwności) wydał Jan Hus, czeski dysydent (w dzisi…