Prawo i Sprawiedliwość przekracza kolejne granice na drodze ku dyktaturze. Władza zawłaszczyła już Trybunał Konstytucyjny, Sąd Najwyższy, Krajową Radę Sądownictwa, sądy powszechne, służbę cywilną, media publiczne. Błyskawicznie przejęła i wykorzystuje dla celów partyjnych spółki skarbu państwa. Zmienia podstawy programowe w szkołach i przyznaje granty naukowe prawie wyłącznie prawicowym ortodoksom. Przy wszystkich tych działaniach, mniej lub bardziej wyraźnie, opozycja parlamentarna i pozaparlamentarna stawiała opór. Protesty przeciw niszczeniu praworządności wyprowadziły na ulicę dziesiątki tysięcy ludzi i wymusiły na władzy przynajmniej czasowe powstrzymanie autorytarnych pokus.
Kilka dni temu po raz pierwszy od wielu lat na konferencję naukową przyszła policja po to, aby przestraszyć biorącą w niej udział kadrę naukową. Jej uczestnicy analizowali klasyczne dzieła filozofii i socjologii wpisujące się w tradycję marksistowską. Mówiono o późnej twórczości Zygmunta Baumana, myśli pedagogicznej Paula Freirego, ideach Antonio Gramsciego czy Marthy Nussbaum. Policjanci, którzy pojawili się na obradach, pewnie nawet nie rozumieli wygłaszanych referatów, ale przekaz był jasny – chodziło o zastraszenie uczestników obrad i wysłanie jasnego sygnału, że w Polsce nie ma przyzwolenia na badania naukowe nawiązujące do marksizmu.
Wizyta policji w placówce naukowej, która podejmuje badania nad klasycznymi dziełami współczesnych nauk społecznych, narzuca dość jasne skojarzenia. Marksa i marksizmu nienawidzili Hitler, Franco czy Salazar, w reżimach faszystowskich edukacja była uważnie kontrolowana przez władze, a jakakolwiek myśl krytyczna była w zarodku tłumiona. Obecnie we wszystkich krajach demokratycznych tradycja marksistowska stanowi obowiązkową część kursów filozofii, socjologii czy ekonomii. Namysł nad nią podejmują socjaliści, liberałowie i konserwatyści. Żaden szanujący się humanista nie kwestionuje istotnej roli marksizmu w nowoczesnych naukach społecznych.
W Polsce spór o Marksa nie ma charakteru naukowego, lecz polityczny. Autorytarna władza chce go wyeliminować z uniwersytetów, stosując cenzurę i broniąc narodowo-katolickiej ortodoksji. W tym celu sięga po wsparcie prokuratury i policji. To już nie jest demokracja, tylko pełzająca dyktatura. W tym kontekście zdumiewa i rozczarowuje milczenie większości polityków. Stanowczo głos w sprawie zabrał szczeciński Sojusz Lewicy Demokratycznej i niektórzy politycy Razem. Opozycja parlamentarna póki co milczy.
Marksa nie trzeba lubić ani studiować, ale jeżeli komuś bliskie są idee wolności, demokracji, praworządności, to dzisiaj powinien zabrać głos i stanąć w obronie nauki przeciwko cenzurze i nacjonalistycznemu kołtuństwu. W tej sprawie opozycja powinna być zjednoczona. Chyba, że zdaniem uczestników Marszu Wolności wolność nie dotyczy badań naukowych, a uczeni inspirujący się marksizmem są obywatelami gorszego sortu.