Rozmowy o kryzysie lewicy stają się pomału coraz bardziej nudne, bo przewidywalne. Nie ma energii społecznej, klimatu, poparcia i czegoś tam jeszcze. Do tego dochodzi, delikatnie rzecz ujmując, brak dojrzałości intelektualnej części młodszych aktywistów lewicy. Nawet, jeśli są oczytani. Ze świata rozumieją jednak mało.
Moja ostatnia rozmowa z lewicową dziennikarką i aktywistką była nader podobna. Gdy już sobie ponarzekaliśmy na złe czasy, padło nieśmiertelne pytanie: „Co robić?”. Powiedziała wówczas, że lewicowe ugrupowania zajęte są same sobą, a nie ludźmi. I dlatego przegrywają. Nie powinny nazywać, niechby nawet prawidłowo, abstrakcyjnych problemów i je we własnym gronie rozwiązywać. Ich sensem istnienia jest to, by pomagać walczyć o lepsze życie zwykłym zjadaczom chleba.
Dzisiejsza deklaracja Michała Kołodziejczyka, lidera Agrounii o stworzeniu partii o lewicowym charakterze niejako wpisuje się w tę dyskusję.
Wiem oczywiście, że Kołodziejczak w ocenach nieskazitelnych lewicowców grzeszy „kułactwem”, niewłaściwym „klasowym pochodzeniem”. Jednak jego słowa, że w Polsce brakuje „lewicy społecznej, broniącej słabszych” są ważniejsze od tego, jak go strażnicy świętego ognia chcą pozycjonować.
Mniejsza o Kołodziejczaka i o to, czy jest intelektualnie i osobowościowo gotów, by sprostać wyzwaniom, jakie przed liderami stawia rzeczywistość. Jego działania pokazują jednak, że w społecznych oczekiwaniach powstała luka, którą on i jego ruch są gotowi wypełnić. Ta luka to ludzie pokrzywdzeni przez system, którzy nie mogą sprostać jego wymogom z kredytowymi pułapkami, niepewnością jutra i wyścigiem, w którym zwycięzców jest bardzo niewielu. Kołodziejczak słusznie wyczuł, że nie może ograniczyć się do reprezentowania jedynie rolników. Mówi więc o tym, że chce „bronić słabszych”. Nie wiem, czy to sobie uświadamia, ale tych „słabszych” jest w tym systemie ogromna większość. To jest szansa. Nie dla Kołodziejczaka, choć dobrze mu życzę, jak każdemu, kto chce wywrócić stolik, na którym toczy się ta niesprawiedliwa gra. To jest szansa dla powstającej struktury przegranych. Nie ze swojej winy i nie z powodu swoich niedoskonałości. Przegranych, bo takie są reguły. Trzeba je więc zmienić i chwała każdemu, kto przejawia takie zamiary i to nie w internecie, a na ulicy. W bezpośrednim kontakcie z ludźmi.
Ważna jest też deklaracja lidera Agrounii, że chce odbudować związki zawodowe. Ma rację. Bez związków zawodowych, nie uwikłanych w bieżącą politykę, nie będących lokajami władzy, o zmianach w interesie społecznym nie ma co marzyć. To istotnie lewicowe myślenie.
Niepotrzebne są porównania Kołodziejczaka z Lepperem. Poza jednym: widać już niepokój salonu, na którego parkiet chce wejść człowiek bez zaproszenia. Niepokój to na wyrost. Nic jeszcze nie wiadomo o potencjale lidera i jego, na razie dopiero obiecanego, ugrupowania. Ale strach zasiedziałych, nażartych elit jest bezcenny.