Site icon Portal informacyjny STRAJK

Kto upadł na główkę

ksiazek

Ciarki przechodzą, kiedy się słucha, ogląda bądź czyta relację z wczorajszej rozmowy prezesa Integracji z europosłem Korwin-Mikkem. Źle się dzieje, kiedy polityk, nie mając kompletnie pomysłu na to, jak zaistnieć w pozaparlamentarnej rzeczywistości, odświeża swoje kontrowersyjne pomysły z czasów młodości i podlewa coraz bardziej radykalnym sosem. W kontekście tego, że temat kręci się wokół niepełnosprawności intelektualnej, zwracamy panu europosłowi uwagę, iż jest to zabieg doprawdy mało wysublimowany. Jak na kogoś, kto dba o poziom edukacji, psuty przez świat zachodni poprzez obecność niepełnosprawnych w szkołach, mógłby pan poseł wykazać się jakimś bardziej spektakularnym intelektualnym fikołkiem. Rozumiemy, że z polityką jest jak z szołbiznesem – nieważne, co mówią, byle nie przekręcali nazwiska. Personaliów wspominanych przez pana posła częstokroć Adolfa Hitlera czy cesarza Kaliguli – też raczej nikt nie pomyli, nie wiem jednak, czy to tak do końca powód do chwały.

Zaczęło się od wykładu, który Mikke wygłosił w prywatnej wyższej szkole w Poznaniu. Wykład tak rozsierdził prezesa Integracji, że ów postanowił zaprosić europosła na szczerą rozmowę face to face. Wyszedł bowiem z założenia, że siłą argumentów połączoną z kulturą osobistą, da się przemówić do rozumu każdego radykała, a przynajmniej wykazać błędy w jego myśleniu. Nie dał jednak rady przebić się przez Korwinowe mantry.

Demokracja zachodnia celowo wpaja nam ideę integracji, rozwalając system szkolnictwa i wpasowując w niego „debili”, „imbecyli” i „kretynów”. Nauczyciele klas integracyjnych w pokojach nauczycielskich nie używają zresztą  określeń innych, jak „idę do tych debili”. Debilom oraz rodzicom debili nie chce się wysilać intelektualnie, na ich utrzymanie łożą bowiem fundacje i inne organizacje pożytku publicznego. A telewizje jeszcze ich pokazują – aby wmówić pełnosprawnemu społeczeństwu, że jest przez swą pełnosprawność gorsze. Chłopcy na lekcjach WF nie mogą spokojnie grać w piłkę, gdyż uważać muszą na plączących się pod nogami kolegów na wózkach – TO WSZYSTKO MÓWI DZIŚ, W KWIETNIU 2016 ROKU POLITYK REPREZENTUJĄCY NASZ KRAJ W PARLAMENCIE EUROPEJSKIM.

Korwin wywodzi przy tym, że „sam jest niepełnosprawny”. – Gdybym był sprawny, to przebiegałbym setkę w 13 sekund, a przebiegam w znacznie dłuższym czasie. Wszyscy są trochę niepełnosprawni, idealnie sprawnych nie ma – mówi polityk („tadaaam!” – chciałoby się zakrzyknąć). Nie znajduję słów, którymi dałoby się stosownie podsumować tezy wygłaszane przez Janusza Korwin-Mikkego, bowiem argumenty w moim mniemaniu ostateczne (jego mówienie o niepełnosprawnych niebezpiecznie zbliża się do języka nazizmu, języka śmierci i pożogi) – zdają się nie robić na nim wrażenia. A od „niepokazywania w telewizji”, „niepromowania”, „nieprzeszkadzania zdrowym” naprawdę już tylko krok do izolacji w gettach i robienia tym lepszym więcej „przestrzeni życiowej”.

Janusz Korwin-Mikke jest postacią, tak na zupełnym marginesie, zadziwiającą. Przyklaskując pozbawieniu kobiet praw wyborczych, jednocześnie zatrudniał w swym biurze młodą, ambitną kobietę na stanowisku rzecznika partii, podkreślając, że wysoko ceni jej pracę. Postulując „niepromowanie” niepełnosprawności – na swych listach do Sejmu trzy razy wystawiał niepełnosprawną Joanną Krzysztofik. Wspomógł też ponoć sporym datkiem szkołę specjalną w Katowicach. Ten rozziew między teorią, a praktyką, działa na korzyść Mikkego. Daje nadzieję, że być może gdzieś głęboko kryją się w nim zapędy równościowe. Niestety – bardzo głęboko. Pytany o to, czy jest szansa, by porzucił swoje krzywdzące poglądy, Mikke odparł: „Musiałbym upaść na główkę”. Zdrobnienie jest tu nie od parady.

Exit mobile version