Site icon Portal informacyjny STRAJK

Kto za dużo przepija?

fot. Zuzanna Kochel

Obywatele zarabiający powyżej średniej mają w tym kraju dość obrzydliwy zwyczaj zaglądania biednym do portfela.  Panuje wśród nich powszechne przekonanie, że uboga warstwa notorycznie żyje ponad stan, co też jest główną przyczyną tego, że jest uboga. Biedni wydają za dużo, są rozrzutni, a nader wszystko nieracjonalni. Gdyby tylko posłuchali złotych rad zarabiających o kilka tysi więcej, przestaliby biedować. „Dostali pięć stów od państwa, ona zrobiła sobie nowe zęby, on pije whisky zamiast wódy, a dzieciaki nadal brudne biegają” – usłyszałem od pana kierowcy w Blablacarze. Pan kierowca, rzutki kołcz, wracał właśnie do Łodzi z Mordoru na Mokotowie, gdzie przeprowadził jakże pożyteczne społecznie szkolenie motywacyjne dla korposzczurów. Kiedy tak przez kilkanaście minut rozprawiał o tym, jak to by on rozplanował sobie budżet przy zarobkach rzędu 1600 zł na rękę, poczułem smrodek próchnicy z jego ust. Widocznie higiena jamy ustnej nie mieści na szczycie piramidy racjonalności pana z klasy średniej. A może wolał zainwestować w siebie zamiast w zęby, jak jakaś beneficjentka 500 plus?

W każdym razie, pan kierowca z pewnością by szmalu na gówniarza nie przehulał, w przeciwieństwie do biednych, którzy mają do tego niewątpliwe skłonności. Podobne zdanie na temat osób korzystających z rządowego programu miała współpasażerka, co ciekawe, pracownica pomocy społecznej, która przyklaskiwała każdemu zdaniu kołcza, dodając, że w jej rewirze od początku „tego rozdawnictwa” trwa nieskończona alkofiesta. „Wszystko przepijają” – wycedziła z przekonaniem.

Beneficjenci 500 zł to banda pijaków, wiecznie nienapojone bestie, żądne wódy i browara, gotowe dziecku od ust odebrać, byle nażłopać się czegoś wyskokowego – takie przekonanie, wyrażone niedawno przez moich towarzyszy podróży nie należy niestety do rzadkości. Najwyższy czas je skonfrontować z rzeczywistością. Ryszard Szarfenberg, znakomity specjalista od polityki społecznej z Uniwersytetu Warszawskiego,  przeanalizował badania GUS z 2016 r., przeprowadzone na potężnej próbie, bo aż 4119 rodzin wykazujących w dochodach co najmniej 500 zł uzyskiwane w ramach rządowego programu. Okazuje się, że jedynie cztery rodziny (0,1 proc.) wydawały na alkohol więcej niż 500 zł miesięcznie.  Co ważne, jedna trzecia badanych rodzin w ogóle alkoholu nie kupowała.  Zaledwie 1,6 proc. przeznaczało na trunki połowę lub więcej pieniędzy z 500 plus.  I co najważniejsze – wydatki na alkohol 87,9% rodzin nie przekraczały 20% dochodu z 500+.

Po lekturze tych danych mordy wszystkich tych doradców budżetowych powinny pokryć się rumieńcem. Ich fantazje na temat struktury wydatków najuboższych obywateli są niczym innym jak klasistowską fantazją. A także ewidentną projekcją, bo przypuszczam, że sami wydają na wódę, szlugi i kokainę kilkukrotnie więcej od tych, którym cechy pijacko-utracjuszowskie przypisują. Bogaci i klasa średnia konsumują najczęściej bez głowy i klasy. Kupno markowej brandy, wyżłopanej potem przed plazmowym gigantem daje im poczucie wyższości. Podobnie jak drinki za 30 zł w knajpach dla burżujów, wypad na narty na austriacki lodowiec czy tysiące przewalone na bezużyteczne ciuchy od drogich projektantów. Cały ten kalejdoskop orgiastycznej konsumpcji oczywiście żadną rozrzutnością nie jest. Bo w przeciwieństwie do biedoty są nie tylko racjonalni, ale również przekonani o własnej pracowitości. Innymi słowy – oni wydają swoje, biedni cudze. Oni na potrzeby, biedaki na zbytki. Trzeba przyznać, że dobre samopoczucie dopisuje skurwysynom w naszym kraju.

Można wykazać wiele zastrzeżeń, co do programu Rodzina 500 plus – że pomija większość osób z jednym dzieckiem, że premiuje tylko tych, co mają dzieci, że zniechęca, co udowodnione, kobiety do aktywności zawodowej i utrwala model podporządkowania ich – ekonomicznego, psychologicznego i społecznego – mężczyznom. Nie można jednak nie dostrzec, jakim ten największy w historii III RP transfer socjalny okazał się gwarantem bezpieczeństwa bytowego dla milionów obywateli. Trójka dzieci oznacza tysiąc złotych więcej w miesięcznym budżecie. Dwanaście tysięcy więcej w rocznym rozplanowaniu. Dla 80 proc. Polaków i Polek są to ogromne pieniądze, a ich obecność jest realną formą upodmiotowienia ekonomicznego, a co za tym idzie – realnej demokratyzacji życia społecznego. Bajeczki o pijatykach wygłaszane z pozycji zasobności portfela unaoczniają jedno – są w tym kraju ludzie, którzy biednych darzą nienawiścią przemieszaną z pogardą, a historyjki jak ta z Blablacara są uzewnętrznieniem tych emocji, zupełnie odczepionym od społecznej rzeczywistości.

Exit mobile version