Jutro kolejna rocznica wprowadzenia stanu wojennego. Z tej okazji, jak zwykle, w polskim życiu politycznym panuje spore poruszenie. Jest nadzieja, że tym razem nie dojdzie do awantur pod domem Wojciecha Jaruzelskiego. Choćby z tego powodu, że generał nie żyje od ponad dwóch lat. Przypuszczam, że nawet działacze narodowej prawicy zdążyli ten fakt zarejestrować.
Nacjonaliści przygotowali na 13 grudnia inne atrakcje. Zamierzają przemaszerować przez ulice polskich miast z potępieniem zdrady narodowej, jaką było wprowadzenie stanu wojennego. Ich ocena jest jednoznaczna: osoby odpowiedzialne za decyzję z 13 grudnia 1981 r. to zdrajcy, którzy zasługują na najwyższy wymiar kary. Przedsmak tej poetyki widzieliśmy dwa dni temu w Łodzi, gdzie pod hasłem „Beton popękał” manifestowali członkowie „Młodzieży Wszechpolskiej”. Nacjonaliści deklarowali wprost: „Z komunistami się nie rozmawia, do komunistów się strzela”.
Stwierdzenia, które padły podczas łódzkiego przemarszu, są zdumiewające. Wszechpolacy najwyraźniej nie mają pojęcia o zażyłości, jaka łączyła ich ideologicznych protoplastów z strukturami władzy Polski Ludowej.Warto pamiętać, że twórca przedwojennego Obozu Narodowo-Radykalnego, Bolesław Piasecki, po powstaniu PRL był założycielem stowarzyszenia PAX, skupiającego katolików i nacjonalistów, którzy komuną nie tylko się nie brzydzili, ale współtworzyli i legitymizowali jej system polityczny. Podobnie jak patologiczni antysemici ze Stowarzyszenia Patriotycznego „Grunwald” atakowali środowiska opozycyjne, zwłaszcza te próbujące budować sojusz pomiędzy inteligencją a klasą pracującą. Ucieleśnieniem zła dla skrajnej prawicy na licencji państwa był Komitet Obrony Robotników, określany jako „służący niepolskim interesom”. W takich atakach przodował m.in. Maciej Giertych, członek Rady Konsultacyjnej przy Przewodniczącym Rady Państwa, ojciec Romana – późniejszego wodza wszechpolaków.
Nacjonaliści nie tylko z komuną nie walczyli, ale prezentowali bezwarunkowe posłuszeństwo wobec Jaruzelskiego i PRL-owskiej władzy. Kiedy było trzeba, pełnili rolę psów łańcuchowych. Władza, mając świadomość, że ma do czynienia z pożytecznymi idiotami korzystała z ich usług. Kiedy trzeba było przekierować emocje buntu, wyrażane w języku socjalnym, działacze „Grunwaldu” pojawiali się wśród robotników, przekonując ich, że stawką walki nie jest poprawa warunków bytowych i ustanowienie państwa opartego na zasadach partycypacji i solidaryzmu, lecz wytępienie elementu syjonistycznego, który zagraża integralności wspólnoty narodowej. Celem działalności nacjonalistów było zatem rozregulowanie busoli świadomości klasowej wśród zbuntowanego środowiska pracowniczego. Dla obalenia komuny nie zrobili prawie nic, za to ich zasługi w umacnianiu coraz bardziej zdeformowanego państwa socjalistycznego były całkiem pokaźne.
Jest to poważny materiał do przemyśleń dla naładowanych antykomunistyczną energią chłopców, którzy jutro będą maszerować skandując „śmierć zdrajcom ojczyzny”. Dla nich Polska Ludowa jest ucieleśnieniem ucisku i okupacji. Jeśli więc chcą szukać zdrajców i wieszać ich zamiast liści, radzę zrobić najpierw przegląd własnych szeregów.