Kult smoleński nie tylko dzieli społeczeństwo, nakręca teorie spiskowe i konflikty, ale i generuje całkiem realne koszta. W dodatku rosnące w oczach.
W 2015 r. organizacja tzw. miesięcznic smoleńskich kosztowała 622 tys. złotych. To głównie koszty zamykania ulic i wysyłania policjantów do ochrony samego wydarzenia oraz organizowanych w odpowiedzi na nie kontrmanifestacji. Wtedy jednak do zabezpieczenia spotkań czcicieli Lecha Kaczyńskiego i zwolenników teorii o zamachu wystarczało do setki funkcjonariuszy. W 2016 r. na ochranianie miesięcznic poszło już 952 tys. złotych. Rok 2017 jest dopiero w połowie, a już wiadomo, że będzie rekord – dotychczasowe kilka miesięcznic kosztowało polskie państwo 1,6 mln złotych.
Tę sumę podbiła do niewyobrażalnych jeszcze nie tak dawno rozmiarów rocznica katastrofy 10 kwietnia – związane z nią wydarzenia odbywały się w różnych punktach miasta i wymagały zaangażowania 3365 policjantów, co przełożyło się na koszt przewyższający 706 tys. złotych. Ale ostatnia miesięcznica, czerwcowa, teoretycznie nie tak symbolicznie ważna, kosztowała już ponad 440 tys., a ochraniało ją 1891 funkcjonariuszy. Rosnące koszta to pokłosie zarówno rozmachu, z jakim PiS czci swoich męczenników, jak i irytacji, jaką kult smoleński wywołuje u opozycji, skłaniając ją do organizowania – też z coraz większym rozmachem – kontrprotestów i blokad.
Konflikt nakręca się, a koszty rosną. Następna okazja do wyrzucenia kolejnych tysięcy złotych już za dwa tygodnie i kilka dni.