Uchodźcy

Zainspirował mnie tekst z Portalu Strajk o powołaniu na Pełnomocnika Rządu ds. Uchodźców wojennych z Ukrainy Pawła Szefernakera, wiceministra z Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji. Szczególnie ta ledwie wspomniana przez autora sugestia, że trochę za późno państwo polskie zdecydowało się na ten krok. Pełnomocnik ds. uchodźców, ho, ho, to człowiek, który mógłby rozwiązać wiele problemów ludzi, którzy biegną przez granice. Mało tego, mógłby pomóc uniknąć tysięcy tragedii, jakie przeżywają ci ludzie, w większości przecież kobiety i ich dzieci. Stąd rozumiem i podzielam bolesne zdziwienie, że Polska musiała czekać aż 37 dni i ponad dwa miliony uchodźców, by znaleźć człowieka, który reprezentowałby rząd przed uchodźcami. Bo tak to przecież wygląda.

Jednak uważam, że dziennikarz Portalu Strajk nie stworzył logicznego łańcucha pytań i zdziwień, który pojawić się musi przy okazji powołania Pełnomocnika.

Po pierwsze, czy to aż tak było nieoczekiwane, że do Polski zjadą setkami tysięcy, milionami ludzie z Ukrainy, jeżeli wybuchnie tam wojna? Odpowiadam: nie było. Od pierwszych bomb USA i NATO, które spadły na kraje arabskie, wiadomo było, że dotychczasowo ułożony świat się kończy. A jednym z wyraźniejszych elementów końca tego świata (bo to proces) będą współczesne wędrówki ludów. Niezależnie od tego, czyjej produkcji bomby będą spadać na różne kraje, bo wiadomo było, że koniec świata bez wojennych konwulsji się nie obejdzie.

Po drugie: czy Polska jako państwo powinna się przygotować na falę imigrantów z Ukrainy, szczególnie po 2014 roku? Odpowiadam: powinna, ale się nie przygotowała. Nie mieliśmy i nie mamy żadnej polityki imigracyjnej. Nie wiemy, kogo potrzebujemy w naszej gospodarce, a zatem jakiego rodzaju fachowcy powinni mieć w Polsce preferencje w legalizacji pobytu, w jaki sposób organizować możliwość przekwalifikowania się tych, których umiejętności są wysokie, ale na razie zbędne, czy i jak kształtować system edukacji, by sprzyjał kształceniu dzieci i młodzieży imigrantów, by nie tylko kształcili się na potrzebnych polskiej gospodarki, ale też jak najszybciej się asymilowali. Słabym na umyśle podpowiem, że mówię o imigrantach i wpływaniu na ich napływ, a nie o uchodźcach, których po prostu trzeba przyjąć bezwarunkowo.

Po trzecie: czy państwo polskie, po ośmiu (od 2014 roku) latach wyciągnęło jakieś wnioski dotyczące oswojenia zjawiska imigracji i uchodźctwa? Odpowiadam: nie. Czego dowodem jest mianowanie na pełnomocnika gościa z MSWiA dopiero po 37 dniach od pierwszej fali uchodźców na polskiej granicy. Czego kolejnym dowodem jest niemal całkowicie bierne przyglądanie się, jak przez ten ponad miesiąc pierwszą fale ludzi z Ukrainy przyjmują na siebie przede wszystkim wolontariusze, wspomagani gdzieniegdzie wątłymi siłami władz samorządowych.

I po czwarte wreszcie: czy państwo polskie ma świadomość, że to nie koniec? Nie koniec uchodźców, nie koniec fal imigracji z różnych stron świata, nie koniec problemów, które przed tym państwem i społeczeństwem staną w najbliższych latach? Odpowiadam: nie. Bo nie widzę żadnych pomysłów, co z tym wszystkim dalej robić. Widzę natomiast, że ludzie na graicy polsko-białoruskiej w dalszym ciągu dla panstwa polskiego nie to, że nie istnieją. Jest gorzej – są dla niego wrogiem, który nie zasługuje na żadne prawa. To dowodzi, że Polska nie rozumie powagi sytuacji i konsekwencji swoich zaniechań.

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Demokracja czy demokratura

Okrzyk „O sancta simplicitas” (o święta naiwności) wydał Jan Hus, czeski dysydent (w dzisi…