Minister zdrowia nie ma żadnego pomysłu na rozwiązanie kwestii przepracowania i przemęczenia pracowników szpitali. Podczas występu w TVN24 przekonywał, że sytuacja w placówkach jest zupełnie stabilna. A lekarze? No cóż, muszą się pogodzić z tym, że praca w ponadnormatywnym wymiarze godzinowym to standard w ich profesji.
Minister bagatelizuje jednak problem. – Zdecydowanie w polskiej służbie zdrowia nie dzieje się dobrze, wiele rzeczy trzeba naprawić, ale w ostatnich dniach żadnego nowego zjawiska, które nazywa się w mediach chaosem, a niektórzy sytuacją krytyczną, nie ma. Nie ma powodu do tego żeby straszyć pacjentów, że nie dostaną opieki, na którą zasługują – ocenił szef resortu zdrowia.
Radziwiłł przyznał jednak, że nie jest pewny tego, co się stanie w najbliższym czasie. – Na razie dramatu na pewno nie ma. Czy coś się stanie za 2-3 tygodnie – zobaczymy. Ale proszę zwrócić uwagę też że jeśli mówią to lekarze rezydenci, że tak będzie, to sprawcą tej ewentualnej kryzysowej sytuacji, która mogłaby by się zdarzyć, tryb przypuszczający, nie będzie minister zdrowia, tylko być może właśnie ten protest polegający na niepodejmowaniu pracy w nadgodzinach – wyjaśnił członek pisowskiego rządu.
Na koniec wyjawił, że nie widzi możliwości, by medycy w najbliższym czasie pracowali krócej i powinni się z tym pogodzić. – Nie chcę twierdzić że każdy lekarz ma jakiekolwiek zobowiązanie do tego żeby pracować ponad miarę i ponad swoje siły. Ale faktem jest że zawsze tak było że lekarze pracowali więcej niż 48 godzin i polski system służby zdrowia jest oparty na gotowości lekarzy. Tak pracowali, pracują i pewnie tak będą pracować lekarze nie tylko w Polsce, ale na całym świecie – tłumaczył Radziwiłł, dodając jeszcze cynicznie, że „dobrej medycyny i doświadczenia w tym zawodzie nie da się nabyć od 8 do 15 i wiedzą to wszyscy starsi lekarze”.