O Nocy Kryształowej nie mówi się w polskiej szkole za dużo, dobrze, jeśli w ogóle się o niej wspomni – bo nie ma czasu. Bo owszem, zginęli ludzie, ale skala tych morderstw (oficjalnie to „tylko” 91 ofiar) nie była zbyt duża, biorąc pod uwagę bilans sześciu lat wojny. Tymczasem mija 80 lat od wydarzeń, które tak naprawdę były przygrywką, próbą generalną przed Holokaustem. I stanowiły punkt zwrotny w antysemickiej polityce III Rzeszy. W nocy z 9 na 10 listopada 1938 pogromy zainicjowały partyjne bojówki, ale w celu przekonania się, jak szybko uda się włączyć do akcji zwykłych, cywilnych Niemców. Ci okazali się wyjątkowo podatni na propagandę nienawiści, szerzoną już od ładnych kilku lat, odkąd Hitler objął władzę. 9 listopada bili i szarpali się sąsiedzi, sklepikarze pragnący zlikwidować „konkurencję”, podczas kiedy służby celowo powstrzymywały się od interwencji, kiedy ludzi wywlekano z mieszkań, a witryny ich sklepów rozbijano. „Zwykli” ludzie przekonali się wtedy również, jak łatwo można przy oficjalnym przyzwoleniu państwa przejąć majątki dotychczasowych sąsiadów, którzy – cóż, i tak już nie mieli statusu pełnoprawnych obywateli, a tych gorszego sortu. Polityka państwa była przemyślana – chodziło o to, żeby obrzydzić Żydom pobyt w Niemczech i zmusić do emigracji, ale tak, by majątki pozostały na miejscu.
Wkrótce po tym, kiedy okazało się, że wystarczy niewielka „zachęta” ze strony partyjnych bojówek, aby w pogromach „wykazywali się” również cywile, wprowadzono obowiązkowe przepaski z Gwiazdami Dawida i podjęto decyzję o konieczności „ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej”. To po Nocy Kryształowej zaczęto tysiącami wywozić ludzi do obozów koncentracyjnych. Bo było już pewne, że nikt nie stanie w ich obronie.
To najbardziej przeraża w tych wydarzeniach – ich wymiar lokalny, sąsiedzki. Solidarność społeczna ma wielką moc: może powstrzymać przemoc instytucjonalną albo ją wzmocnić. Pogrom sprzed 80 lat pokazuje, jak kruche jest w nas poczucie wspólnoty, jak łatwo można zasiać w naszych umysłach nienawiść i strach. Zmobilizowane oddziały półwojskowych ochotników (tak, tak, wasze skojarzenia są trafne), którzy dają zielone światło do wywlekania całych rodzin z domów i topienia ich w rzece, wkraczają na ostatnim etapie. Najpierw są dyskryminujące ustawy, straszenie chorobami, wywoływanie przekonania, że jesteśmy okradani, albo że za chwilę nie będziemy już gospodarzami w naszych domach, gdy przyjdą obcy i zgwałcą nasze kobiety. Tamtejsze kobiety zaś to brudne kurwy.
Kryształowe Noce rozpędzają się powoli. Zaczynają się od klipów wyborczych, w których przerażeni dziennikarze relacjonują „zalewanie” falą obcej kultury. Zaczynają się od paszportów, w których definiuje się nam wartości zaraz obok imienia i nazwiska. Zaczyna się od zdjęć ze sklepu z ubraniami, które Wojciech Cejrowski robi ukradkiem i wrzuca do mediów społecznościowych. Bo jak muzułmanka w chuście śmie robić zakupy w polskim sklepie Zary? Zaczyna się od gnębienia Ukraińców na granicy, od ganiania ich wiele kilometrów po zbędne ubezpieczenia, formalności, od demonstrowania swojej władzy. Od powtarzania, że tamci zabierają nam pracę. Od deklarowania nieufności wobec mieszanych małżeństw. Dokładnie od tego samego zaczęło się 80 lat temu. Może z tą różnicą, że nie znano wtedy YouTube’a.
Dziś, w przeddzień obchodów 100-lecia niepodległości, w kraju, który stał się areną do eliminacji całych narodów, my zastanawiamy się, czy znów znajdziemy się na czołówkach światowej prasy ze względu na rasistowskie hasła niesione na sztandarach przez naszą stolicę. Obserwujemy paniczne ruchy rządzących, którzy nie radzą sobie z kiełkującą nienawiścią i gorączkowo usiłują ją jakoś ukryć. Nikomu jednak nigdy 11 listopada nie przychodzi jakoś do głowy, żeby wspomnieć o tym, że patriotyzm to jest wkluczanie. To jest sąsiedztwo. To jest szacunek. To współistnienie.