„Głodnych nakarmić, spragnionych napoić, nagich przyodziać, przybyszów w dom przyjąć, więźniów pocieszać, chorych nawiedzać, umarłych pogrzebać” – te dość proste i raczej intuicyjne zasady zna w tym kraju prawie każdy. To absolutne filary chrześcijaństwa, a więc – w założeniu – religii uciśnionych, ubogich i miłosiernych. Nic więc dziwnego, że dla polskiego – skrajnie uprzywilejowanego – kleru są to idee zupełnie obce. Toteż niedawne zbojkotowanie przez zastępy rodzimych proboszczów zbiórki na pomoc imigrantom wydaje się tu wręcz naturalnym, zrozumiałym posunięciem.
Zaskakuje jednak co innego – rzeczona zbiórka została ogłoszona przez Episkopat Polski…
Cóż, ów precedens mówi o nadwiślańskim Kościele chyba więcej niż setki ostatnio ujawnionych afer z udziałem polskiego kleru.
Nic tak nie weryfikuje wzniosłych idei jak nadejście sytuacji kryzysowej. Dla polskiego katolicyzmu takim „papierkiem lakmusowym” okazała się obwieszczona niedawno „wojna hybrydowa” mężnego rządu Prawa i Sprawiedliwości ze zdesperowanymi migrantami na wschodniej granicy. A zaczęło się niewinnie… od małej grupki afgańskich uchodźców uwięzionych na polance w Usnarzu Górnym – uwięzionych w chałturniczym „obozie koncentracyjnym” stworzonym przez polskich i białoruskich pograniczników. Gdyby nasze służby postępowały w zgodzie z obowiązującym prawem międzynarodowym, to powinniby przyjąć od migrantów wnioski azylowe i przenieść ich do najbliższego ośrodka straży granicznej. No i byłoby po sprawie.
Ale nie! Na tym „politycznym złocie” rząd postanowił zbić polityczny kapitał.
Warto tutaj zaznaczyć, że na głos polskiego Kościoła czekaliśmy w tej sprawie dość długo. Zaś biskupów na granicy żeśmy się ostatecznie nie doczekali. Acz, co by oddać sprawiedliwość, zaznaczmy, że po kilku dniach dramatycznych relacji w krajowych mediach do Usnarza Górnego z pomocą przybyli także i duchowni. Tylko, jakimś dziwnym trafem, byli to akurat dwaj kapłani spoza katolickiego mainstreamu: znienawidzony przez episkopat, suspendowany przez abp. Hosera, ks. Wojciech Lemański i pastor Michał Jabłoński z Kościoła Ewangelicko-Reformowanego. Tak czy siak – podczas rzeczonego kryzysu na granicy zjawiło się zdecydowanie więcej lewicowych działaczy niż katolickich księży…
Polski kler kupił tę całą narrację o „ochronie naszych granic”.
Z pomocą rządowej propagandy – beztrosko usprawiedliwił „czasowe zawieszenie” elementarnych zasad humanitaryzmu i chrześcijańskiego miłosierdzia. „Niech tam lewactwo się zajmuje ratowaniem ludzkiego życia, my tu mamy ważniejsze sprawy” – zdawali się mówić nasi kochani duchowni.
No ale w końcu przyszło otrzeźwienie. Choć osobiście żaden biskup z „duszpasterską wizytą” do uchodźców się nie wybrał, to przynajmniej KEP wystosował żarliwy apel do wiernych i ogłosił zbiórkę na pomoc imigrantom. Owoce tych działań ogłosił zaś podczas ubiegłotygodniowej debaty „Kościół w Polsce wobec migrantów i uchodźców”. Biskupi żalili się tam, że władza nie chce ich słuchać (ech, akurat w tej sprawie…), że nie chce ich słuchać społeczeństwo, że są bezsilni. Całkowicie bezsilni. Noż coś niesamowitego! Jedna z najbogatszych i najbardziej wpływowych instytucji w tym kraju – BEZ-SIL-NA!!! O tempora! o mores!
Co ciekawe, nasi biskupi są aż tak bezsilni, że nawet podwładni („zwyczajni”, „prości”, „szeregowi” księża!) nie chcą ich słuchać i masowo bojkotują rzeczoną zbiórkę na uchodźców. Rzecz jasna, nie wszystkim wiernym taka postawa się spodobała i znaleźli się nieliczni – świadomi zaistniałej w ich (jak się okazało) „antyuchodźczych” parafiach sytuacji – którzy zdecydowali się na interwencję u swoich proboszczów.
Jedną z interweniujących była akurat moja koleżanka z Krakowa. Proboszcz jej parafii usprawiedliwiał swój faryzejski bojkot tym, że „nie chce się mieszać w politykę”, że to „nie ich sprawa”, że – cytuję – „widać przecież, kto tam na granicy przeszkadza, same lewactwo”. Wiele podobnych argumentacji znajdziemy też na katolickich forach na Facebooku.
Jeśli ktoś nie wierzy, że ludzie wierzący potrafią być aż tak okrutni, to radzę zapoznać się z komentarzami polskich katolików pod twittami dotyczącymi uchodźców na oficjalnym koncie papieża Franciszka.
Chciałabym zaapelować do społeczności międzynarodowej w obliczu problemu migracji, aby zwróciła uwagę na najbardziej potrzebujących, tak aby zgodnie z możliwościami każdego kraju, mogli być oni przyjmowani, promowani i integrowani z poszanowaniem ich praw człowieka i godności.
— Papież Franciszek (@Pontifex_pl) December 4, 2021
Sytuacja jest więc przedziwna. Polscy proboszczowie nie słuchają biskupów, którzy nie słuchają papieża… Nasz krajowy Kościół wydaje się – na przekór watykańskim tendencjom – wracać do przedwojennych tradycji, kiedy to jawnie dyskryminował innowierców i wrogów politycznych, m.in. namawiając do bojkotu żydowskiego handlu, tak samo jak dziś bojkotuje zbiórkę na uchodźców.
Postawa naszego kleru i kondycja naszego katolicyzmu pokazuje nam jednak coś więcej. Wszystko to obnaża bowiem mit „Polski katolickiej”. Konstrukt „Polak-katolik”, wyprodukowany przez Romana Dmowskiego (i wdrażany później m.in. przez Wyszyńskiego, Gomułkę i Wojtyłę), okazuje się żałosną protezą, która dość słabo ukrywa fakt – jaki coraz odważniej potwierdzają ostatnie publikacje z zakresu historii ludowej – że Polska (jako ogół ludu żyjącego na „ziemiach polskich”) nigdy nie została ostatecznie schrystianizowana i pozostawała krainą na poły pogańską (z upiorami, strzygoniami, znachorami itd.).
Kryzys uchodźczy na wschodniej granicy jawi się nam jako – mówiąc językiem psychoanalizy Jacques’a Lacana – powrót „Realnego”. Zaś „Realne” to coś, co nie przestaje istnieć wtedy, kiedy przestajemy w to wierzyć. Co istotne, kontakt z „Realnym” zawsze jest czymś nieprzyjemnym, zawstydzającym, przykrym, lecz „prawdziwym”.
Trzydzieści lat neoliberalnej destrukcji tkanki społecznej III RP doprowadziło nas do mroków przeszłości,
w których siłę mają nie nowoczesne struktury (takie jak klasa społeczna, związek zawodowy itd.), a prymordialne (pierwotne, plemienne) wspólnoty stanowiące idealną podstawę do wzrostu tendencji faszystowskich.
W ramach pointy: proboszcz wspomnianej krakowskiej parafii, który zbojkotował zbiórkę na uchodźców (bo „nie chciał się mieszać w politykę”), jeszcze kilka miesięcy wcześniej nie miał takich oporów, gdy przyszło mu zbierać podpisy pod faszystowskimi projektami „stop aborcji” i „stop LGBT”…