Epidemia koronawirusa mogłaby całkowicie zmienić polską scenę polityczną, gospodarkę, rynek pracy, przeobrazić ramy debaty publicznej, doprowadzić do przejęcia inicjatywy przez Lewicę. Mogłaby, ale póki co nic się nie zmienia. Opozycja, z Lewicą na czele, jest zakładnikiem pomysłów i kategorii obozu rządzącego.
Kilka dni temu Włodzimierz Czarzasty ogłosił, że „po koronawirusie Polska będzie socjaldemokratyczna, bo okazuje się, że jak jest kryzys, to banki, ludzie, szpitale idą do państwa po pomoc”. Mijają kolejne dni, a pomysły klubu Czarzastego nie wyróżniają się na tle innych partii opozycyjnych ani nawet obozu rządzącego, natomiast kandydat Lewicy na prezydenta systematycznie traci poparcie.
Prawo i Sprawiedliwość zaproponowało szeroki pakiet pomocowy, który dotyczy głównie przedsiębiorstw. Zgodnie z nim państwo ma dopłacać przedsiębiorcom, aby ci nie zamykali swoich firm, dopuszczając zarazem obniżenie pensji pracownikom i wydłużenie czasu pracy po epidemii. Obóz rządzący zarazem nie przedstawił żadnych rozwiązań propracowniczych. Nie ma propozycji ograniczenia umów śmieciowych, nie ma rozwiązań, które pozwoliłyby ograniczyć nierówności społeczne, nie ma planu poprawy usług publicznych czy daleko posuniętych zmian w strukturze budżetu państwa.
Co na to Lewica? Do końca wahała się, czy poprzeć tarczę w wersji rządowej, a ostatecznie odrzuciła ją, bo Jarosław Kaczyński dorzucił do niej zmianę ordynacji wyborczej. Merytorycznie kierunek zmian u całej opozycji był podobny: państwo ma jeszcze więcej niż rząd dopłacić do upadających przedsiębiorstw. PiS oferował 40 proc. – Lewica rzuciła 75 proc. PiS zaproponował zwolnienie mikroprzedsiębiorstw ze składek na trzy miesiące, więc Władysław Kosiniak-Kamysz powiedział, aby zawiesić PIT i CIT dla wszystkich firm. Ponadto, chociaż władza oferowała znacznie mniej dużym przedsiębiorcom niż tym drobnym, od wielu polityków Lewicy słyszymy, że trzeba jeszcze bardziej pomóc mikroprzedsiębiorcom. Zamiast pożyczki 5 tys. zł, którą oferował PiS, Lewica zaproponowała małym i średnim przedsiębiorcom do 50 tys. zł (!?) miesięcznie na opłaty stałe. „Jesteś przedsiębiorcą? Rządowa tarcza cię nie osłania” – czytamy na oficjalnym profilu Lewicy.
Propozycje Lewicy nie różnią się więc znacząco od pomysłów rządu, tyle, że są od nich hojniejsze.
Głównym adresatem jej programu są przedsiębiorcy, a państwo ma działać zgodnie z formułą prywatyzacji zysków i nacjonalizacji strat.
Gdy firmy mają zyski, państwo ma w niewielkim stopniu ingerować w ich działanie, a gdy wykazują straty, za wszelką cenę je ratować, nie stawiając praktycznie żadnych warunków. Dorzucanie dziesiątek miliardów złotych firmom, które nie funkcjonują, nie pomoże wyjść gospodarce z kryzysu, a jeżeli epidemia potrwa dłużej niż 3 miesiące, państwo zbankrutuje. Ponadto przedsiębiorcy nigdy nie byli elektoratem Lewicy, a często ich interesy były rozbieżne z tradycyjnymi wyborcami socjaldemokracji, czyli pracownikami najemnymi.
To kolejny raz, gdy Lewica jest odtwórcza. Odkąd PiS wprowadził program Rodzina 500+, prawie cała opozycja broni go jak niepodległości. Nawet teraz, gdy sypie się gospodarka, Lewica pisze, aby nie szukać oszczędności w rządowym programie Rodzina 500+. A może właśnie teraz wprowadzenie w nim kryterium dochodowego byłoby sensowne? Czy milionerzy muszą dostawać dodatkowe środki na swoje dzieci?
Podczas kryzysu Lewica powinna po pierwsze, wskazać odważne propozycje poprawy warunków życia w czasie epidemii, a po drugie, przedstawić takie rozwiązania, które przyczyniłyby się do trwałej naprawy polskiego rynku pracy i eliminacji patologii.
Od wielu lat tak lewica socjalistyczna, jak i socjaldemokratyczna na sztandarach niesie politykę pełnego zatrudnienia, godne miejsca pracy i wysokiej jakości powszechne usługi publiczne. Trudno dzisiaj o zablokowanie wzrostu bezrobocia, ale potrzebne są rozwiązania na rzecz stworzenia/utrzymania dobrze płatnych, etatowych miejsc pracy, które zarazem pomogłyby skuteczniej walczyć z epidemią. Niestety nic takiego Lewica nie proponuje, choć potrzeb społecznych i możliwości jest mnóstwo. Opuszczone hotele i uzdrowiska mogłyby być zamienione na placówki zdrowotne, miejsca kwarantanny i mieszkania dla bezdomnych, restauracje i kawiarnie mogłyby przygotowywać posiłki dla szpitali i pracujących urzędów, zakłady usługowe mogłyby być wykorzystywane jako miejsca dystrybucji podstawowych środków higienicznych, firmy transportowe mogłyby pomagać w rozwożeniu niezbędnych dóbr.
Lepiej nawet sztucznie utrzymywać aktywność zawodową społeczeństwa niż wydawać miliardy na przedsiębiorstwa, które nic nie wytwarzają ani nie świadczą żadnych usług.
W ten sposób państwo czasowo przejęłoby firmy prywatne, ale po to, aby zapewnić pracę i płacę tak ich właścicielom, jak i pracownikom. Aby jednak zrealizować taki pomysł, trzeba sprawnie funkcjonującej władzy, która w czasie kryzysu nie zostawia obywatela samego sobie. Trzeba też wiedzieć, jak zapewnić bezpieczeństwo pracy, a więc wyposażyć wszystkich pracujących w niezbędne środki ochronne. To również wyzwanie dla Lewicy. Ma tu szansę wyróżnić się na tle rządu, bo, przykładowo, rząd rozważa wprowadzenie obowiązku noszenia maseczek ochronnych, a tymczasem nie są one dostępne nawet w aptekach. Braki sprzętowe prowadzą do masowych zachorowań w szpitalach i domach pomocy społecznej, a opozycja zamiast żądać dymisji ministra zdrowia, chwali go za ciężką pracę.
Trudno też zrozumieć, dlaczego nagle Lewica niesie na sztandarach wsparcie dla mikroprzedsiębiorstw, które od lat najczęściej łamią prawa pracownicze, na masową skalę omijają Kodeks pracy i najgorzej płacą. Kryzys to świetna okazja, aby wyeliminować patologie z polskiego rynku pracy i wzmocnić sytuację pracowników. Można więc na przykład uzależnić pomoc od zamiany umów śmieciowych na etaty. Tymczasem tak w tarczy rządowej, jak i w projektach opozycji część środków pomocowych jest uzależniona jedynie od utrzymania w pracy tych, którzy już mieli etaty. W praktyce oznacza to, że wiele małych firm otrzyma pomoc, a pozbędzie się wszystkich pracowników, którzy z nimi współpracowali w ramach odnawianych co miesiąc umów cywilno-prawnych. A przecież epidemia pokazała, że w sytuacji kryzysu śmieciówki stawiają pracowników w bardzo niekorzystnej sytuacji.
Znacznie łatwiej byłoby też pomagać pracownikom, gdyby w Polsce obowiązywały układy zbiorowe dla całych branż. W ten sposób nie tylko rynek pracy byłby stabilniejszy, ale też rząd miałby łatwiejsze zadanie w adresowaniu środków pomocowych. Gdyby wszyscy pracownicy handlu czy gastronomii mieli takie same zasady zatrudnienia, znacznie łatwiej byłoby im pomagać i trudniej byłoby o nadużycia. O tym niestety też dzisiaj nikt nie wspomina. Pakiety pomocowe rządu i opozycji są tak skonstruowane, że mają umacniać istniejącą strukturę gospodarki. Ani w tarczy antykryzysowej, ani w propozycjach Lewicy nie widać też żadnych rozwiązań na rzecz umocnienia roli związków zawodowych. Organizacje związkowe mają jedynie akceptować decyzje firm o spadku płac i wydłużeniu czasu pracy. A przecież przedstawiciele związków mogliby stać się częścią Państwowej Inspekcji Pracy i bezpośrednio kontrolować firmy, czy nie łamią prawa pracy.
W obecnej sytuacji warto też wprowadzić minimalny dochód gwarantowany, który uzupełniałby dochód każdego obywatela do pewnej kwoty ustalonej na przykład na poziomie 1500 zł netto. Gdyby więc ktoś w marcu zarobił 700 zł, na początku kwietnia otrzymałby od państwa 800 zł. W ten sposób pomoc trafiłaby do osób najuboższych i objęła też te osoby, które miały bardzo niskie dochody również przed kryzysem. Lepiej zasiłki dawać biednym ludziom niż niedziałającym firmom.
W sytuacji epidemii warto też przedstawić projekt zmian w systemie podatkowym. W Polsce biedni płacą relatywnie wysokie podatki, a bogaci bardzo niskie. Mamy też wyjątkowo niskie podatku od majątku. W sytuacji pandemii, gdy sypią się finanse państwa, Lewica powinna zaproponować nowe rozwiązania fiskalne, które pozwoliłyby zdobyć środki na finansowanie swoich rozwiązań. Tymczasem opozycja licytuje się z rządem, kto bardziej obniży podatki i składki. To recepta na błyskawiczne bankructwo państwa. Trudno uznać taką politykę za spójną i odpowiedzialną.
Nie słychać też z lewej strony stanowczych głosów sprzeciwu wobec coraz bardziej autorytarnych działań rządu i znacznego zwiększania uprawnień organów ścigania. Skoro nie ma stanu klęski żywiołowej, to dekrety władzy są po prostu nielegalne. Tymczasem nawet na tym obszarze lewicowa opozycja stosuje wobec rządu taryfę ulgową.
Kryzys to świetna okazja dla Lewicy, aby przedstawić alternatywę wobec dominującej narracji. Pomnożenie przez dwa propozycji rządowych to trochę za mało, by zyskać wiarygodność i uczynić Polskę socjaldemokratyczną.