Czy mogło być na dzisiejszej konwencji programowej zjednoczonej Lewicy bardziej odważnie i bardziej lewicowo? Być może tak. Czy mogło być dużo gorzej i dużo mniej lewicowo? Z całą pewnością tak. Czy będzie wyborczy sukces i wynik dwucyfrowy? Za wcześnie przesądzać, ale po niezłym pierwszym kroku – marszu przeciw nienawiści w Białymstoku – został zrobiony sensowny krok drugi.
Włodzimierz Czarzasty wprost zdefiniował ideologicznie tę koalicję – to socjaldemokracja. Sztuką dla sztuki byłoby zatem gromienie Lewicy za brak radykalizmu i oczekiwanie od niej kwestionowania systemu kapitalistycznego, choćby kryzys roku 2008 i konsekwencje globalnej samowoli wielkich koncernów dostarczały w tej materii najmocniejszych argumentów. Ale już jasnego opowiedzenia się po stronie pracowników oraz wszelkich innych grup dyskryminowanych oczekiwać można było jak najbardziej, choćby dlatego, że taka jest właśnie racja istnienia sojuszu SLD-Razem-Wiosna: upomnienie się o tych, którymi liberałowie gardzą, a narodowi konserwatyści traktują instrumentalnie. I to momentami udawało się dziś całkiem nieźle.
Nie usłyszeliśmy w Arenie Ursynów gorzkich żali nad tragicznym położeniem biznesu. Zamiast tego padł jasny zestaw deklaracji dla pracujących: wyższe płace, wspieranie związków zawodowych, gwarancje dla zatrudnionych na innych warunkach niż umowa o pracę, wreszcie walka z pozakodeksowymi formami zatrudnienia. Przepadł absurdalny pomysł Wiosny na sponsorowanie prywatnej służby zdrowia – pojawiły się logiczne propozycje podniesienia wydatków na publiczne placówki medyczne do 6,8, a potem nawet 7 proc. PKB (dziś to ok. 4,5 proc). Szkoła, o jakiej marzy Lewica, jest nie tylko świecka, ale i egalitarna (darmowe posiłki oraz gabinet pielęgniarki i dentysty), oferuje i edukację seksualną, i godne zarobki dla nauczycieli. Wybrzmiał postulat likwidacji IPN i wprowadzenia związków partnerskich, uchwalenia ustawy reprywatyzacyjnej i nowej ustawy dającej prawo do aborcji do 12. tygodnia. Nie zapomniano ani o sanacji regionalnego transportu, ani o prawach zwierząt. Powstała wizja spójna i faktycznie różna od tego, co obiecują konkurenci – bo wskazano i miejsca, gdzie PiS zatrzymał się w swojej „prospołeczności”, i przyczyny, dla których nie ma powrotu do standardów PO.
Cieszy też to, że owe socjaldemokratyczne minimum prezentowano językiem socjaldemokratów: zamiast zasłaniać się modnym „progresywizmem”, mówcy kilkakrotnie wyciągnęli stare i „nieaktualne” pojęcie sprawiedliwości społecznej – i to z niezłym skutkiem, sądząc po reakcjach sali. Włodzimierz Czarzasty odważył się nawet zaprotestować przeciwko wszechwładzy kapitału i ukłuć wielki biznes. To nie jemu, a potrzebom społecznym ma służyć system podatkowy – mówił lider SLD. Fakt, powiedzieć o potrzebie przekształcenia skali podatkowej na bardziej progresywną, bo od tego zależy zdobycie funduszy na resztę propozycji, już się nie ośmielił. Ani on, ani zresztą w teorii bardziej radykalny Zandberg, który wolał ogólniej mówić o państwie dobrobytu i Skandynawii nad Wisłą. Najwyraźniej z marketingowych kalkulacji wyszło trzem tenorom lewicy, że wypowiedzieć wojnę śmieciówkom można, ale już zamach na liberalną świętość, niskie podatki i tanie państwo nie popłaci.
– Pomożecie? – zapytał pod koniec konwencji przewodniczący SLD. – Pomożemy! – odkrzyknęła sala, i chyba warto, mimo wszystkich zastrzeżeń, tej Lewicy przynajmniej nie szkodzić. Oczywiście, ci, którzy nie uwierzyli dziś w ani jedno słowo, bo mają w pamięci całą polityczną historię Czarzastego i Biedronia oraz wolty Zandberga, mają swoje dobre powody. Ale jeśli liderzy i liderki trójbarwnej koalicji dzisiejszych obietnic nie traktują poważnie, sami zaszkodzą sobie najbardziej. Jeśli ta Lewica okaże się łże-lewicą – kolejnej lewicy już po prostu nie będzie.
A chwila prawdy może być bliżej, niż wszyscy oni sądzą, i nie chodzi tylko o październikowe wybory. Od początku tego roku kolejne grupy zawodowe zrywały się do protestów. W razie pogorszenia gospodarczej koniunktury nowe strajki i demonstracje wydają się nieuniknione, bo polityka społeczna PiS, przy całej swojej ułomności, obudziła jednak w ludziach poczucie, że należy im się coś więcej niż zapewnienia liberałów, że wszystko jest znakomicie, bo PKB rośnie i bogaci się bogacą. Wtedy Lewica w parlamencie i mocniejsza obecność jej punktu widzenia w przestrzeni publicznej może mieć ważkie skutki.
Lewica musi tylko mieć odwagę dalej być choćby taką socjaldemokracją, jaką była dziś.