Ile razy w tej kampanii wyborczej usłyszeliśmy z ust przedstawicieli Lewicy, że nie należy się zrażać neoliberalną przeszłością głównego koalicjanta? Ile razy poważni politycy powtarzali, że eseldowscy miłośnicy podatku liniowego dawno odeszli z partii albo zrozumieli całkowitą omyłkę w swoim myśleniu? W to, że Lewica ma na sumieniu różne grzechy, ale teraz jest uczciwą socjaldemokracją, alternatywą dla obu stron prawicowego duopolu, przekonywano wyborców z ogromnym zaangażowaniem. A potem na konwencji Lewicy w Katowicach pojawił się Aleksander Kwaśniewski. Liderzy Lewicy są więc najwyraźniej przekonani, że wiarygodną twarzą owej „uczciwej socjaldemokracji budującej państwo dobrobytu” może być właśnie jeden z ludzi, przez których wszelka lewica w Polsce walczy o przetrwanie.
Tylko wybrane grzechy Kwaśniewskiego wyliczył po konwencji Jan Śpiewak: „to Olek zawetował ustawę reprywatyzacyjną i skazał nas tym samym na mafię reprywatyzacyjną, to Olek zgadzał się wraz z Millerem na nielegalne więzienia CIA”. Ja przypomnę jeszcze, jak w debacie z Donaldem Tuskiem w 2007 r. Kwaśniewski jako wielkie osiągnięcie rządów lewicowych przywoływał „obniżanie podatku CIT do 19 proc., co było moim zdaniem historyczną decyzją, niezwykle wspomagającą przedsiębiorczość”. Mój redakcyjny kolega Piotr Nowak przekonuje, że pamięć ludzka jest wybiórcza, kasuje nieprzyjemne wspomnienia i dlatego były prezydent obecnie kojarzy się ludziom głównie z akcesją do Unii Europejskiej. Gdyby naprawdę wymazywanie złej pamięci i fatalnych skojarzeń było takie proste, polska lewica już dawno miałaby z powrotem 30-40 proc. Nie ma, bo rządy Kwaśniewskiego, Millera et consortes, a potem doprawdy mało budująca postawa SLD w parlamentarnej opozycji tak bardzo zohydziły ludziom tę partię, że gdy zaczął dojrzewać bunt przeciwko neoliberalizmowi, to jego wyrazicielem została narodowo-konserwatywna prawica z socjalnym programem minimum. To ona, nie „socjaldemokraci”, wypadała wiarygodnie jako rzecznik interesów zwykłych ludzi.
– Nadzieją jest aktywizacja starego elektoratu w małych i średnich miastach. Przeciągnięcie na właściwą stronę tych ludzi, którzy kiedyś już głosowali na SLD, a potem, z powodu implozji lewicy w Polsce, przenieśli swoją sympatię na Platformę Obywatelską – pisze Piotr Nowak. Logika sondaży przed tymi najbliższymi wyborami faktycznie pokazuje, że Lewica może urwać KO kilka procent. Logika lewicowego myślenia w dłuższej perspektywie sugeruje za to, że socjaldemokraci, nie mówiąc już o kimś bardziej programowo odważnym, zawsze będą w Polsce walczyli tylko o przetrwanie, jeśli w umysłach wyborców mocno utrwali się przekonanie, że ludziom pomaga prawica. To przekonanie jeszcze można podważać. Ale do tego potrzebne jest rozliczanie tego, co PiS i PO obiecały, a nie zrobiły: mówienie o niezbudowanych mieszkaniach, konającej służbie zdrowia, mizernym transporcie publicznym, ciągle niskich zarobkach. Przypominanie, że to najbogatsi najwięcej zyskali na rządach PiS, płace w Polsce są nadal bardzo niskie, a kraj pozostaje zagłębiem niestabilnego zatrudnienia. A gdy dodać do celnych ciosów w prawicę praktyczne postulaty zmian, nie będzie potrzebne żadne „symboliczne umocowania w poważnej polityce”. Lewica dobiła w sondażach do 13-14 proc. i stabilnie utrzymywała ten poziom bez „pomocy w zrobieniu wyniku” w postaci twarzy z przeszłości. Dlaczego? Bo pokazała sensowny program, a na tle konkurencji prezentowała się na tyle dobrze, że ludzie znowu zaczynają wierzyć, że mogą mieć lepszych reprezentantów w Sejmie niż narodowi konserwatyści czy niepoprawni miłośnicy wolnego rynku bez ograniczeń. Zapewne ktoś w sztabie postanowił jeszcze podbić wynik, dokładając do programu znaną twarz. Trochę szkoda, że brak Lewicy wiary w to, że można walczyć samymi tylko postulatami – one są naprawdę lepsze i bardziej wiarygodne od takiego „narzędzia mobilizacyjnego”.
W jednym mogę przyznać red. Nowakowi rację. Faktycznie Kwaśniewski „nie wróci już do żadnego pałacu, nie podpisze złej ustawy i nie wyśle nigdzie wojsk. Skończy się kampania i zniknie. A zostaną politycy Lewicy w Sejmie”. Bardzo chciałabym, żeby zostali tacy politycy i takie polityczki, które rozumieją, że przeszłość polskiej tzw. socjaldemokracji z ostatnich 30 lat nadaje się wyłącznie do krytycznego przepracowania. Jestem przekonana, że tacy na listach KW SLD są. I lepiej, żeby tak było: w przeciwnym razie reprezentacja Lewicy szybko podzieli los poprzedników, a Polki i Polacy zostaną z ultraprawicowym parlamentem na następną kadencję. A już wiemy, z czym to się je.