Zwycięstwo Bolsonaro w brazylijskich wyborach jest rzeczą straszną, szkoda tylko, że ludzie lewicy robią wiele, żeby ten dramat tylko pogłębić i rozciągnąć na resztę świata. Triumf przemocowego pajaca głoszącego, że “Pinochet zabił za mało ludzi”, a jak zostanie prezydentem, to “da policji carte blanche na zabijanie”, jest poważnym sygnałem, że świat zmierza w złym kierunku, a skala wyzwania jest ogromna. Tym bardziej martwi fakt, że reakcja szeroko pojętej lewicy sprowadza się jak zawsze do rytualnych okrzyków, frazesów i diagnoz pochodzących chyba z dzienniczka Adama Michnika.

Pierwsza sprawa: do znudzenia powtarzane analogie z latami 30. XX wieku. Tylko faszyzm i faszyzm, jakby to słowo miało wszystko wyjaśnić. Tymczasem nie wyjaśnia nic – dowód? Wraz z nieustannym straszeniem, wielkimi mobilizacjami antyfaszystowskimi i niekończącą się mantrą nawiązań do lat 30. zjawisko, które chcemy powstrzymać, ciągle narasta. Trump, Bolsonaro, Salvini, Orban i wszelkie tego rodzaju indywidua śmieją nam się w twarz. O polskiej wersji autorytaryzmu nie wspominam, to pikusie z zupełnie innej ligi niż bydlaki wymienione powyżej. Niekończący się ostrzał prowadzony z najcięższych wydawałoby się dział – rykami: “faszyzm!” – okazuje się serią z kapiszonów, przynoszącą efekty tyleż żałosne, co niebezpieczne, bo demoralizujące.

Ale dalej lewico, proszę bardzo. Urządzaj w nieskończoność tańczące protesty pod ambasadami. Z Gruzją wyszło? Nie? Dobrze, to teraz z Brazylią. Hej, tańczymy! Jest opór, jest lewicowo. Nawet oko.press transmitowało – najlepszy „lewicowy” portal. Super, pokonamy faszyzm! Ej, ale czemu faszyzm nie znika? No nie! Dalej tańczymy, jeszcze trochę! To jest nasza rewolucja. Zło zniknie.

Nie jest to faszyzm w sensie ścisłym, chociaż autorytarny spektakl medialny zdecydowanie ośmiela prawdziwych faszystów. Trump i Bolsonaro z jednej strony, Liga we Włoszech, AfD w Niemczech z drugiej to zjawiska mające inne korzenie. PiS to jeszcze coś innego, orbanizm – jeszcze inna sprawa. Tak, formacje te przenika podobny duch, podobne klisze wypełniające przekaz medialny, ale nie ma tu miejsca na żaden heglizm – polityką nie rządzi żaden duch, żadne abstrakcyjnie pojęte wartości, tylko konkretne siły społeczne. Analogia z latami 30., owszem, zachodzi, tylko nie polega na tym, co się wszystkim z tymi czasami kojarzy. Dlatego straszenie Hitlerem nie działa. Ówczesną Europą trzęsły inne procesy społeczno-polityczne. Głównym straszakiem był komunizm. Instytucje, które wówczas dopiero się kształtowały, dzisiaj idą w rozsypkę. Kryzys kapitalizmu inaczej odciskał się w świadomości społeczeństw. Wyobraźnię lewicy zajmowały wtedy głównie wielkie ruchy mas ludzkich – nie prawa mniejszości ani swobody osobiste, jak dziś. A właśnie trzeba w tym kontekście mówić o lewicy, bo podobieństwo w zbyt dużym stopniu dotyczy jej samej.

Lewica zawiodła wtedy ludzi, sama pchając ich w ramiona Hitlera. Po Wielkiej Wojnie europejscy socjaliści – wówczas już siła głęboko zinstytucjonalizowana – woleli trzymać się swoich stołków w parlamentach, lekceważąc, a nawet tłamsząc rewolucyjny zryw mas robotniczych i żołnierskich, co najjaskrawiej wystąpiło w Republice Weimarskiej. Sami skazali się na klęskę w konfrontacji z faszyzmem. Komintern z kolei, sparaliżowany doktryną “trzeciego okresu”, lekceważył Hitlera, woląc za wszelką cenę dokopać socjaldemokratom, nie myśląc też już nawet o rewolucji. O dzisiejszej lewicy trudno nawet powiedzieć, że zdradza ludzi. Stanowi integralną część neoliberalnej kliki, oczekiwanie od niej klasowej polityki to zaklinanie rzeczywistości. A w krajach, gdzie ledwo istnieje, zajmuje się przekształcaniem polityki w lifestyle (choćby przez wspomniane tańce pod ambasadami) i/lub papugowaniem zachodniej lewicy, która właśnie się kończy, bo nikt jej już nie wierzy. Tak się oddaje ludzi na pastwę akwizytorów mokrych snów o krwawej zemście na reszcie świata.

Przykro mi, polska lewico. Nie uwierzę, że jesteście gotowi walczyć z faszyzmem – ani nawet z “faszyzmem” – jeżeli nie będziecie chcieli się zmieniać i uczyć się na błędach, jeżeli nie dacie cienia świadectwa, że chcecie służyć ludziom. Rytualne pokrzykiwania we własnym gronie, spijanie sobie z dzióbków i duszenie się we własnym sosie, życie własnymi fantazjami i rozliczanie z nich ludzi, rodzi faszyzm. Słyszycie? Jeżeli nie przestaniecie żyć dla samych siebie, dla poczucia własnej moralnej wyższości i czystości, będę zmuszony uznać was za współtwórców XXI-wiecznego faszyzmu.

A przecież, gdybyście zamiast tracić czas na odprawianie waszych rytuałów, zamiast udawać, że startujecie w wyborach, w których i tak nie mogliście nic ugrać, bo nie mieścicie się w formule – gdybyście zamiast tego kilka lat temu zaczęli chodzić od domu do domu, od jednego zakładu pracy do drugiego, pytając ludzi, jak im pomóc w życiu zatrutym kapitalizmem, żadnego “faszyzmu” w ogóle by nie było. Musicie się zmienić. Na razie wasze oburzenie na Bolsonaro jest śmieszne.

Komentarze

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.
  1. Nic takie rady nie pomogą, bo ludzie stają się ludźmi w grupie, a nie poprzez media. Tylko wtedy mogą się nauczyć odróżniać prawdę od kłamstwa, fake-newsów.

    Niestety nie można zakazać mediów, jak narkotyków, alkoholu czy tańców. Trzeba się od nich co najmniej uniezależniać.

    Człowieka niezintegrowany z lokalnym środowiskiem jest tylko egoistycznym zwierzęciem podatnym bardzo na ideologie takie jak faszyzm. Rozwój faszyzmu w latach 30-tych właśnie nastąpił w okresie coraz silniejszego wpływu mediów, zwłaszcza nowego mass medium – radia.

  2. „Lewica” sama sobie winna. Nie chciała odejść od liberalnej „demokracji” (czyt. plutokracji) wzorem KRLD lub Kuby, to ekstremistyczna prawica nie będzie mieć żadnych dylematów prawno-moralnych i zlikwiduje ją ostatecznie.

  3. Autorze – łatwo kopać leżącego, trudniej samemu zbudować realną alternatywę. Wielu próbowało. Zrób to, stwórz skuteczniejszą organizację, przekonaj ludzi, którzy mają nas w nosie, poza wyjątkami myślą tylko o sobie, a ich poziom ignorancji jest na pewno większy niż Bolsonaro, czy Trumpa, może wreszcie coś w Pl się ruszy. Zdobądź choć z 8% stałego poparcia, lub zmuś ulicą rząd do jakiś radykalnych reform proludzkich. Wielu, w tym ja, na to czeka. I wtedy napisz kolejny artykuł pt „Udało się”. Powodzenia

    1. Zanim zacznie się zmieniać czy działać, dobrze byłoby uświadomić sobie błędy oraz mieć jakiś program wewnętrzny, zanim wyjdzie się do ludzi i zanim zacznie się „wpływać na rząd”.

      Dziś wcale nie jest „łatwo kopać”, stare myślenie nadal pokutuje. Odcinanie się od – przykładowo – 1917, ZSRR, PRL niczym dobrym się nie skończy i jest tylko wodą na młyn wrogów wolności.

      Nie Bieruta należy się wstydzić, ale Gorbaczowa. Nie Melanii Kierczyńskiej, ale Passenta. Nie Michaliny Tatarkówny, ale Ogórkowej i Zandberga.

      Bo inaczej skończymy jak w Brazylii.

    2. @Jacej pier**lenia o Stalinie i ZSRR nikt nie bedzie słuchał. Zandebrg i Razem podjeli słuszną decyzję wskrzeszając tradycję PPSowską. PPS rozpisał pierwsze wybory więc na łamach tej tradcyji mozemy odciać się od praktyk niedmokratycznych, które splamiły nasz ruch.

      Z drugiej strony Razem raczej przesadza z wrogoscią wobec PRL. PRL miał zalety, od których dzisiejsza młodzież nie odwróci się plecami, jak tylko im te zalety dobitnie przedstawi.

      Mimo wszystko najpierw tradycja PPS, potem PRL, a ZSRR to co najwyzej jakos się tam delikatnie wybieli tu i uwdzie, jak zajdzie potrzeba.

    3. Młodzież bardzo ochoczo łyknęła wszelkie spotwarzające ZSRR, Rewolucję i PRL klisze. Wystarczy porozmawiać, by usłyszeć o totalitaryzmie, gułagu, czerwonym kacie, gnębieniu robotników. Żadnej możliwości przeciwstawienia się, bo przekaz pokoleniowy został zerwany, dziadkowie wstydzą się PRL, część udaje że walczyła od kołyski. Żadnej refleksji u historyków, a przecież w obiegu akademickim angielskojęzycznym powstają książki pokazujące obraz bardziej rzeczywisty od Applebaum, Pipesa, Figesa i podobnych.

      Propaganda anty-PRL jest wszechobecna, w miejscach gdzie wydawałoby się ni przypiął, ni przyłatał. Np. nowe tłumaczenie Alicji w Krainie Czarów z ilustracjami Tove Jansson (2012). W posłowiu tłumaczka napisała: “…dziadkowie rozpoznają zapewne hurraoptymistyczne piosenki z czasów PRL-u (Świt chłodem nas wita i rosą), rodzice – wątpliwej jakości ilustracje muzyczne programów telewizyjnych (Dziadku drogi dziadku)…”

      Żadnej refleksji, że muzycznie piosenka z “Piaskowego Dziadka” jest na bardzo wysokim poziomie – wystarczy zapytać osobę wykształconą muzycznie. Jest też pamiętana do dziś przez osoby, które słuchały jej w dzieciństwie (to samo dotyczy i innych piosenek z tego okresu). Zawartość myślowa dobranocek z lat 60-70-80 jest nieporównanie wyższa, od obecnych.

      Identycznie u Jolanty Hartwig-Sosnowskiej w książce “Wyobraźnia bez granic” MAW 1987. Twierdzi ona, że Kubuś Puchatek i Chatka Puchatka zostały wydane w latach trzydziestych, po wojnie w 1946, a następnie w 1954, bo wcześniej komuniści nie pozwalali (słowo na “k” nie padło, ale w 1987 było to “oczywiste”). Natomiast faktycznie obie części Kubusia zostały po roku 1946 wznowione w 1948 (w Wyd. Wiedza), i następne faktycznie w 1954, czyli po sześciu latach.

      Trzeba dodać, bo JH-S nie napisała precyzyjnie, że oba tomy Kubusia zostały po raz pierwszy wydane w 1938 w Wyd. J. Przeworskiego. Więc nie “w latach trzydziestych” co można rozumieć, że w 1932, jak i w 1939, ale w 1938 czyli w 12 i 10 lat po oryginałach. Powojenne wydania były więc ekstra szybkie. Trudno mi uwierzyć, że JH-S tego nie wiedziała.

      Można powiedzieć – to są drobiazgi! Ale to tylko przykłady z całego multum propagandowego, nienakazywanego przecież z Mysiej, ale dobrowolnego. Tak tworzy się rzeczywistość umysłową.

      Co do „demokratycznych tradycji PPS”, to zawsze przypomina mi się fakt, jak to p. Ciołkosz (z żoną) jechał gasić strajk (gdzieś na południu Polski) samochodem właściciela fabryki, której robotnicy strajkowali. Nc tak ładnie nie pokazuje gdzie ich miejsce było i jaka rola. (W razie potrzeby znajdę stosowny fragment z książki Ciołkoszowej, i podam in extenso.)

  4. Oczywiście, kontakt z ludźmi jest podstawą. Tego przez ćwierćwiecze nie było. Są diagnozy, trafne nawet, ale książkowe – nie ma przekazu językiem prostym do ludzi. Jest za to ciągłe odcinanie się od komunizmu, choć to do czasu upadku jedynego bloku państw, które mogły pokojowo ewoluować w kierunku prawdziwego socjalizmu i komunizmu, upadały imperia kolonialne, robotnikom żyło się lepiej, a kultura uzyskała niespotykaną wcześniej wolność. Po tej dacie nastąpił światowy wysyp prawicowych populistów, a trendy pogorszenia się sytuacji nawet klasy średniej stały się już widoczne dla wszystkich.

    Nikt nie śmiał powiedzieć, że liczba ofiar kapitalizmu (nawet w okresie od 1917) przekracza liczbę ofiar rewolucji i koślawego, ale socjalistycznego państwa radzieckiego (może nawet patchworkowego, bo elementy socjalistyczne współistniały tam z osławionym „państwowym kapitalizmem”). Nikt nie śmiał porównać liczby zamordowanych w wyniku działań takiego Kissingera, z ofiarami wielkiego głodu na Ukrainie (nikt nawet nie podważał interpretacji tego głodu – poza całkowitym marginesem historyków).

    W Polsce zaś nienawiść do PRL, przeniesiona przez elity – które wszakże nieźle współżyły i tworzyły pod socrealizmem, wzmocniona prymitywnym przekazem RWE i GA, nie napotkała na żadną realną kontrę lewicy, która wolała zdawkową akceptację ze strony nowych elit demokratycznych.

    Bez mozolnego tworzenia struktur nadziei na poziomie zwykłych ludzi (własnym przykładem – tak jak pokazywali to np. komuniści w 2RP), bez tłumaczenia na prosty język akademickich diagnoz, bez organizowania się ponad granicami państw burżuazyjnych, bez tworzenia partii kadrowych, będzie tylko gorzej.

  5. „gdybyście zamiast tego kilka lat temu zaczęli chodzić od domu do domu, od jednego zakładu pracy do drugiego, pytając ludzi, jak im pomóc w życiu zatrutym kapitalizmem”

    To ludzie w dzisiejszych czasach tak kochają domokrążców?

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Demokracja czy demokratura

Okrzyk „O sancta simplicitas” (o święta naiwności) wydał Jan Hus, czeski dysydent (w dzisi…