Dzisiaj na swoim facebookowym profilu Lewica zechciała opublikować swoje stanowisko w sprawie nowego prezydenta USA. To zadziwiający tekst.
Parlamentarny klub Lewicy, nieoficjalnie, ale jednak nad wyraz publicznie, skomentować zechciał rozpoczynającą się kadencję nowego prezydenta USA, Joe Bidena. Lewica oznajmiła mianowicie, że „Donald Trump odchodzi w niesławie”, zaś kadencja nowego prezydenta to „koniec polityki małostkowości, kompleksów, uprzedzeń i populistycznego bełkotu”. Tym samym dała miażdżąco krytyczną ocenę politycznych działań prezydenta USA przy pomocy słów raczej zbliżonych do wyzwisk niż merytorycznej oceny. Nie to, że mnie to razi, dobrze użyte wyzwisko dodaje smaku polemikom w odpowiednim miejscu i czasie, ale jednak wolałbym lepiej uargumentowane obelgi. Nawet, jeśli Trump naprawdę ma na koncie masę wypowiedzi tyleż agresywnych, co bełkotliwych. Potem Lewica uzupełnia swoje oceny Trumpa oczekiwaniami wobec Bidena: „Co oznacza zwycięstwo Josepha Bidena dla Polski? Będziemy mieć pewność, że ochrona praw człowieka, że rządy prawa i praworządność, że wolność mediów, że prawa mniejszości i prawa kobiet będą promowane przez to światowe mocarstwo”.
Na koniec żałośnie skomli o obronę i opiekę nowego pana w Białym Domu, skarży się na brzydkich polityków PiS, których zachowanie budzi „zażenowanie” i którzy straszą polską opinię publiczną „lewactwem Bidena”, co jest „karygodnym brakiem profesjonalizmu”. A co nim nie jest? Tego Lewica nam niestety w tym wpisie nie wyjaśnia. Zresztą nie tylko w tym.
Czy przeszkadza mi, że ugrupowanie, z założenia buntownicze i nie zgadzające się na niesprawiedliwy świat, wchodzi przy pomocy wiadra wazeliny w dupę nowemu prezydentowi imperialistycznego mocarstwa? W żadnym wypadku. Historia autokompromitacji nominalnej lewicy parlamentarnej ma długą historię, zdążyłem się więc ja (w towarzystwie parudziesięciu milionów Polek i Polaków) przyzwyczaić. Ale trzeba być doprawdy odmóżdżonym kołkiem, by pokładać nadzieję na obronę praw człowieka w państwie, które z łamania ich na masowa skalę, prowadzenia krwawych i agresywnych wojen uczyniło swój znak firmowy, podlewając to sosem z kłamstw tak bezczelnych, że zęby bolą. I wierzyć w to, że inni uwierzą, że oni w to wierzą. Doprawdy, za czasów PRL-u takich lokajskich hołdów pod adresem ZSRR nie pamiętam.
Donald Trump, jak i Joe Biden bez wątpienia zasługują na jak najostrzejszą krytykę, ale nie dlatego, że coś tam powiedzieli czy zrobili. Są produktami tego niebezpiecznego dla świata i samego siebie systemu, który nie ma już nic do zaproponowania. Naiwna wiara, że jak się Lewica doklei do tego dalekiego świata, to nagle nabierze wigoru i politycznej urody, jest skończonym idiotyzmem. Wręcz przeciwnie – sejmowy klub o nazwie Lewica jawi się w tym wpisie jak gromada małych, kompletnie zagubionych dzieci, bez celu i pojęcia czego chcą, biegającymi z obsranymi majteczkami za kimś dorosłym, żeby im powiedział, jak prawidłowo robić siku, kupę i nauczyć się wkładania pokarmu do otworu gębowego.
Nie jest specjalnie odkrywcze stwierdzenie, że od lat nie uczą się niczego: ani na swoich błędach, ani na sukcesach, jeśli takie znajdziemy. Nie mają żadnej samodzielności intelektualnej i, jak wynika z cytowanego wpisu, politycznej. Przykro na to patrzeć, bo odważnej lewicy, która postawi się zarówno rodzimym wyznawcom Balcerowicza, jak i ulubieńcom amerykańskich korporacji, niezmiennie potrzebujemy. W parlamencie też. Ale widać ciągle nie tym razem.