Wczoraj wieczorem Sejm odrzucił „lex Kaczyński” – projekt nowej ustawy covidowej. Na tym samym posiedzeniu minister Czarnek znalazł winnych za liczbę zgonów na COVID19 w Polsce.
Wczoraj w Sejmie odbyło się drugie czytanie tzw. „lex Kaczyński” – projekt miał dawać pracodawcy możliwość zażądania od pracownika negatywnego testu na COVID19, zrobionego w ciągu ostatnich 48 h (oczywiście nie było mowy o kontroli paszportu covidowego). Testy te miały być nieodpłatne, finansowane przez Fundusz Przeciwdziałania COVID19. Na dodatek zatrudnieni w danym miejscu, którzy zaraziliby się wirusem i mieliby solidne podejrzenia, że do zakażenia mogło dojść w miejscu pracy, mogliby domagać się odszkodowania od tych pracowników, którzy nie wyrazili zgody na wykonanie testu.
Zdania co do tego pomysłu były mocno podzielone, jednogłośna nie była nawet Komisja Zdrowia: za ustawą opowiedziało się 22 posłów Komisji, ale przeciw – kolejne 17. Finalnie komisja zaapelowała o odrzucenie tego projektu, a zgodnie z jej rekomendacją zagłosowała reszta parlamentarzystów: za odrzuceniem głosowało 253 posłów, przeciw – 152.
„To wasze, Lewicy, zaniedbania”
Podczas obrad parlamentarzystom zapewne najbardziej zapadło w pamięć wystąpienie ministra edukacji, Przemysława Czarnka. Odkrył on bowiem tajemniczą przyczynę ogromnej liczby zgonów na COVID19 – niedobory kadrowe w publicznym sektorze służby zdrowia (zupełnie, jakby protestujący od września medycy w ogóle przed tym nie przestrzegali). Co najlepsze, za tę sytuację minister edukacji obwinił… Lewicę.
„Wie pan, kto do tego doprowadził? Te 60 tys. wakatów to są wasze, Lewicy, zaniedbania przez szereg lat” – grzmiał z mównicy Czarnek.
Kiedy z sali odezwały się głosy przypominające, że od siedmiu lat rządzi PiS, minister Czarnek płynnie przeszedł do wychwalania działań swojego rządu – takich jak zwiększenie liczby studentów medycyny.
Pomysłu na ochronienie tysięcy Polaków i Polek przed śmiercią jak nie było, tak nie ma, a zaproponowanie wprowadzenia śladem innych państw zachodnich kontroli paszportów covidowych żadnemu politykowi PiS póki co nie przechodzi przez gardło.