W Bejrucie, gdzie ciągle trwa akcja ratunkowa po gigantycznych wybuchach z 4 sierpnia, trwają gwałtowne manifestacje antyrządowe. Ludzie domagają się dymisji całości władz państwa, jak podczas manifestacji, które zaczęły się od jesieni zeszłego roku, w związku z pogarszającą się sytuacją gospodarczą kraju. Tłum zabił wczoraj jednego policjanta, ranił 175 policjantów i wojskowych, którzy chronili budynki publiczne.
Wśród manifestantów jest 65 rannych, których odwieziono do szpitali. Protestujący postawili na bejruckim Placu Męczenników symboliczne szubienice dla rządzących. Tłum młodych ludzi zaatakował liczne budynki rządowe, w tym ministerstwa spraw zagranicznych, gospodarki, energii, siedzibę związku bankowego. Podjęto też próbę ataku na parlament, lecz policja odepchnęła tłum zasypując go granatami z gazem łzawiącym.
Jednocześnie tysiące mieszkańców miasta ruszyło ochotniczo do sprzątania ulic w dzielnicach dotkniętych wybuchami. Druga, wielka eksplozja utworzyła krater o 43 m. głębokości, co świadczy o wyjątkowej sile wybuchu. Dotychczasowy, oficjalny bilans ofiar to 160 zabitych i ok. 6 tys. rannych. Ponad 350 tys. mieszkańców pozbawionych dachu nad głową przesypia nierzadko w na pół zawalonych domach lub na ulicach. Część znalazła tymczasowy kąt w szkołach i innych budynkach publicznych.
Dziś na Placu Męczenników znów zebrał się tłum, lecz jest dużo spokojniej. Ludzie przyszli z flagami Libanu, śpiewają pieśni patriotyczne, niektórzy się modlą. Stanęły tam duże namioty, z których rozdaje się chleb, wodę i ciepłe posiłki. Po wczorajszych rozruchach w aresztach znalazło się 20 osób, z czego 13 miało być pod wpływem narkotyków. Adwokaci manifestantów protestowali przeciw testom na narkotyki zastosowanym wobec wszystkich zatrzymanych.