Państwo Islamskie straciło impet w Iraku i Syrii, ale w Libii nie ma komu z nim walczyć. W zrujnowanym przez zachodnią interwencję kraju doszło do kolejnej tragedii.
Kierowca-samobójca wjechał ciężarówką wyładowaną po brzegi materiałami wybuchowymi na teren policyjnego obozu treningowego w Zlitin należący do krajowego Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Samochód wyleciał w powietrze w tłumie absolwentów szkoły policyjnej oczekujących na ceremonię rozdania dyplomów. Na miejscu mogło być nawet 400 osób. Zginęło 65, rannych jest ponad setka.
Żadna organizacja nie przyznała się do organizacji zamachu. Jest jednak bardzo prawdopodobne, że to kolejny akt terroru ze strony lokalnych struktur ISIS. Według szacunków libijskiego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych w Libii działa 50 tys. bojowników Państwa Islamskiego. Walczyć z nimi nie ma za bardzo komu, gdyż po upadku Mu’ammara Kaddafiego o władzę rywalizują dwa konkurencyjne parlamenty i rzady. Tymczasem terroryści zapanowali już nad libijskimi polami naftowymi, a teraz szykują się do ataku na największą w Afryce Północnej rafinerię Marsa al-Braga. Wtedy mieliby faktycznie nieograniczony dostęp do libijskiej ropy. Czy ktoś w Europie martwi się o mieszkańców Libii? Czy ktoś zamierza interweniować przeciwko terrorystom? Oba pytania można uznać za retoryczne.
[crp]