Libijska Armia Narodowa zajęła wschodnie Benghazi. Dowodzący nią marszałek Chalifa Haftar zrobił kolejny krok, by wyprzeć z Libii islamskich fundamentalistów i przejąć władzę w zrujnowanym kraju.
Chalifa Haftar nie ma formalnego mandatu społeczności międzynarodowej, by rządzić Libią. Tu poparcie jest po stronie rządu tymczasowego rezydującego w Trypolisie. Jednak to nie on, a marszałek dowodzący utworzoną przez siebie samego Libijską Armią Narodową odnosi w ostatnim czasie największe sukcesy w walce z islamistami, którzy w chaosie po międzynarodowej interwencji w Libii zdobyli w państwie przyczółki. Jeden z poważniejszych właśnie padł – Haftar twierdzi, że trzyletnia walka o Benghazi, nazwana przez niego Operacją Godność, zakończyła się jego zwycięstwem. W mediach społecznościowych pojawiły się fotografie mieszkańców miasta, którzy świętują na ulicach wyzwolenie spod władzy fanatyków religijnych i koniec życia w oblężeniu.
Wzmocnienie się sił marszałka oraz popieranego przez niego alternatywnego rządu we wschodniej Libii niewątpliwie zostanie przyjęte dobrze m.in. w Rosji, która udziela mu poparcia. W walce z islamistami i politycznymi konkurentami Haftarowi pomagał także Egipt.
Nie może natomiast być zadowolony rząd w Trypolisie, który spodziewał się, że dzięki przeniesieniu się z emigracji do kraju i dzięki mandatowi ONZ w krótkim czasie uporządkuje sytuację w kraju. Tymczasem z trudem utrzymuje się w stolicy, podczas gdy rywal nie tylko gromi muzułmańskich fundamentalistów, ale i przejmuje kontrolę nad polami naftowymi i portami, czego znaczenia tłumaczyć nie trzeba. Konfrontacja między dwiema siłami wydaje się nieunikniona i wiadomo też, że żadna strona w niej nie ustąpi.