10 marca 2011 r. kraje NATO zaczęły bombardowania Libii. Doprowadziły one do likwidacji reżimu Kaddafiego i upadku najbardziej rozwiniętego państwa Afryki. Dzisiaj strącona w chaos była Dżamahirijja staje się jednym z filarów Państwa Islamskiego i znajduje się na progu nowego konfliktu z zachodnią demokracją. Zachód, który przez ostatnie pięć lat nawet nie wspominał o Libii, w ostatnim okresie ponownie skupia na niej swoja uwagę.

ONZ próbuje uporządkować ten chaos. Wznowiono uderzenia lotnicze na „obiekty terrorystów”. Słychać pogłoski o możliwej operacji lądowej sił koalicji. Taka nieoczekiwana aktywność spowodowana jest aktywna działalnością ISIS na terytorium Libii i groźbą zamiany chaosu kontrolowanego w całkiem niekontrolowany.

Anarchia – „mat’ poriadka”

5 lat „demokratycznych reform” w Libii zakończyło się całkowitym fiaskiem. Na terytorium tego niegdyś unitarnego państwa powstało  kilka zwalczających się wzajemnie ośrodków i zapanowała wielowładza. Najważniejsze z nich są dwa antagonistyczne wobec siebie „centralne” rządy w Trypolisie i Tobruku, które Zachód próbuje połączyć w rząd jedności narodowej. W tym celu, pod egidą ONZ w Maroku, zorganizowano wewnątrzlibijskie rozmowy, które zakończyły się nawet podpisaniem porozumienia, które natychmiast zostało zerwane. W rezultacie pod kontrolą dwóch rywalizujących rządów w Trypolisie i Tobruku znajduje się jedynie mniej niż połowa libijskiego terytorium. Na południu rządzą plemiona Tuaregów i Tubu. Oddzielne wioski i miasteczka kontrolowane są przez niewielkie klany. Jedyną alternatywą dla Libii są sunniccy fanatycy.

Nowy front islamistów

Sukcesy rosyjskich sił powietrznych w Syrii zmuszają Państwo Islamskie do poszukiwania  nowej bazy. Taką rolę może doskonale wypełniać Libia.

– Przepychanki wokół ISIS nabierają intensywności w związku z atakami terrorystycznymi w Iraku i Syrii. Dlatego ISIS zastanawia się nad tym, by przenieść swój sztab do Libii, gdzie sytuacja dla terrorystów jest dużo bardziej sprzyjająca – mówi dyrektor Centralnego Biura Postępowań Sądowych w Maroku Abd al-Hakk Hidżam.

Zajęcie Libii przez Państwo Islamskie grozi Europie – w najlepszym wypadku – nową falą uchodźców.

– Obecnie w naszym kraju znajduje się ponad 2,4 miliona uchodźców wewnętrznych i zza granicy, którzy niezwłocznie potrzebują pomocy humanitarnej – powiedział zastępca specjalnego wysłannika ONZ do spraw Libii Ali az -Zatari.

Bojownicy Państwa Islamskiego w Libii/ flickr.com
Bojownicy Państwa Islamskiego w Libii/ flickr.com

Przy najmniejszym zaostrzeniu sytuacji ta fala bezdomnych ludzi runie na Stary Kontynent. Ud asię w jego stronę najprawdopodobniej szlakiem przez Morze Śródziemne do Włoch i Hiszpanii, rujnując optymistyczne założenia europejskich polityków, którzy zamierzali powstrzymać uchodźców, zamykając tzw. szlak bałkański przy współpracy z autorytarną Turcją.

Ale nie to jest głównym niebezpieczeństwem. Libia zamieniająca się w nową bazę terrorystów stanie się przyczółkiem do terrorystycznej ofensywy na sąsiednie kraje. Mało tego – może zagrozić nawet Europie bezpośrednio. Mówił o tym Martin Kobler – specjalny wysłannik ONZ do Libii.

Według niektórych danych obecnie w Libii przebywa około 6000 dżihadystów i liczba ta wciąż się zwiększa.

– Liczba bojowników Państwa Islamskiego w Libii podwoiła się. Poważnie się za wzięli  Libię – cytuje rosyjska agencja TASS słowa jednego z przedstawicieli specsłużb USA.

Gdyby ISIS rozpoczęło trwałą okupację Libii, byłoby w posiadaniu praktycznie niewyczerpanych rezerwuaru siły ludzkiej. Miałoby również szansę rozszerzenia swoich wpływów na całą  Zachodnią Afrykę, z tak znaczącymi ruchami islamskimi, jak choćby nigeryjski Boko Haram. Sytuacja może jednak rozwinąć się w sposób jeszcze bardziej niekontrolowany. Libia nie potrzebuje importu terrorystów – ma swoich. Lokalne oddziały Al-Ka’idy walczyły już w wojnie z Kaddafim. Wtedy Zachodowi nie przeszkadzały, bo liczył się każdy chętny do walki z dyktatorem z Trypolisu. Rozmaite lokalne organizacje plemienno-islamskie, głoszące poglądy doprawdy niewiele różniące się od krwawych wizji Państwa Islamskiego, nie będą chciały dzielić się władzą. Już teraz terroryści z ISIS, żeby umacniać swoją nową libijską bazę, muszą toczyć o nią ciężkie boje z innymi terrorystami.

Jeżeli dodać fakt, że większa część terytorium Libii, jak oceniają specjaliści, znajduje się poza kontrolą USA i będzie można tam ukryć wszystko, co się tylko da, łącznie z uruchomieniem produkcji  komponentów dla brudnej bomby atomowej, wszystko razem układa się w katastroficzny obraz.

W poszukiwaniu „czarnego złota”

Pola naftowe w Libii. Większość wpadła już w ręce ISIS / Wikimedia Commons
Pola naftowe w Libii. Większość wpadła już w ręce ISIS / Wikimedia Commons

Jednym z ważniejszych czynników w libijskim łamigłówce jest czynnik ekonomiczny. Jeżeli Państwo Islamskie umocni się na północy Libii, to będzie dążyć do rozszerzenia swojego terytorium poprzez zajęcie strategicznych źródeł ropy naftowej, a także portów i rafinerii. O możliwościach ataku na obiekty przemysłu wydobywczego, przechowywania i transportu ropy uprzedzał już szef narodowej koncernu naftowego Libii National Oil Corporation Mustafa Sanalla.

W rezultacie takich działań naruszone zostaną interesy zachodnich koncernów, które bezpośrednio lub poprzez pośredników posiadają większość akcji w przemyśle upadłej Dżamahiriji, choć wydobycie „czarnego złota’” nie przekracza obecnie 360 tysięcy baryłek na dobę, czyli 5 razy mniej niż za rządów Kaddafiego.

Rozwiązanie tych problemów przy pomocy samych ataków z powietrza jest mało realne, tym bardziej, że precyzja bombardowań realizowanych przez natowskich pilotów pozostawia wiele do życzenia. Dowodem na to niech będzie atak amerykańskich samolotów na miasto Sabrata, w wyniku którego zginęło dwóch serbskich dyplomatów.

Operacja lądowa – pytanie otwarte

Nie jest więc dla nikogo  zaskoczeniem, że zachodni stratedzy zastanawiają się nad możliwościami operacji lądowej w Libii. Oczywiście, w Libii,  na zasadach „ogólnych” działają już oddziały wojsk specjalnych Francji, Wielkiej Brytanii i USA, nie wszędzie zresztą w sposób uzgodniony z jakimikolwiek władzami libijskimi. Ale małe siły lądowe nie wystarczą do pokonania Państwa Islamskiego. Jeszcze nie wiadomo jednak, czy NATO zdecyduje się na operację lądową na wielką skalę.

– Obecnie Zachód nie ma głowy do bezpośredniej interwencji w Libii – komentuje dyrektor Centrum Badań Współczesnego Bliskiego Wschodu z Sankt Petersburga Humer Isajew. – W kraju działa dostatecznie duża liczba najemników i prywatnych agencji wojskowych. I one przeprowadzają operacje wojskowe realizując jednak wyłącznie cele ekonomiczne – w celu ustanowienia kontroli nad zasobami i wybrzeżem. Nie zaryzykowałbym tezy, że Zachód zdecyduje się na interwencje. Ale jeśli dżihadyści przekroczą „czerwoną linię” i na przykład wejdą do Tunisu, wtedy Zachód może zdecydować się na interwencję.

– Operacja lądowa będzie możliwa tylko wtedy, kiedy dojdzie do masowych ataków terrorystycznych na terytorium USA – twierdzi Sergiej Sierogiczew, ekspert rosyjskiego Instytutu Krajów Bliskiego Wschodu. – Ale wprowadzenie wojsk nie rozwiąże problemu Państwa Islamskiego. Dla Zachodu jedynym rozwiązaniem służącym wyjściu z libijskiej ślepej uliczki to znaleźć nowego Kaddafiego, jednocześnie nie odpowiadając na pytanie, po co zamordowano starego. Dobrej kandydatury na tą rolę jednak nie ma, być może poza Chalifą Haftarem, byłym dowódcą libijskiej armii, który zwrócił się przeciwko Kadafiemu. Na razie jednak nie może on równać się z zabitym przywódcą Libii. Nie potrafił zdobyć choćby Benghazi.

Jak do tej pory cała aktywność Zachodu sprowadza się jedynie do wojowniczych pokrzykiwań. W styczniu tego roku rzecznik prasowy Białego Domu Joshua Ernest powiedział, że Waszyngton nie wyklucza operacji wojskowej. A przedstawiciel Pentagonu – przewodniczący Kolegium Zjednoczonych Sztabów Joseph Danford zauważył, że konieczne są „stanowcze  decyzje w sferze wojskowej, aby ograniczyć ekspansję ISIS”.

Zapewne jednak Amerykanie, tak jak i pięć lat temu, postarają się podzielić odpowiedzialnością z europejskimi sojusznikami i przerzucić na ich kruche ramiona główny ciężar walki z Państwem Islamskim.

Komentarze

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.
  1. Chwytliwy tytuł, ale nieadekwatny do sytuacji. Dziś Libia to wrota do Europy. Jutro Libia jako afrykańskie centrum panarabskiej ekspansji. Chwytliwe historie o nomadach z Sahary, mogących utrzymać samodzielnie terytorium to oszukiwanie siebie. To tylko kolejny teren ekspansji. Najpierw Irak i Syria, teraz Libia, a za nią kraje Maghrebu. USA i inne kraje stoją na uboczu. Premiowani zainteresowaniem imigrantow sa jak na razie Niemcy i UK, nie rozumiejący istoty problemu, albo oszukujący swoje społeczeństwa. A tak ładnie spisało się lotnictwo niejakiej Francji, o czym jakoś zapomniano? Ktoś zasiał burzę, a wiatr chce przekierować na innych?

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Argentyny neoliberalna droga przez mękę

 „Viva la libertad carajo!” (Niech żyje wolność, ch…ju!). Pod tak niezwykłym hasłem ultral…