W Trybunale Konstytucyjnym dzieją się rzeczy niesłychane z punktu widzenia przestrzegania podstawowych zasad prawa i Konstytucji.
Jak informuje „Dziennik Gazeta prawna” wszelkie listy, kierowane do Trybunału Konstytucyjnego, zamiast wprost do adresatów, najpierw trafiają do rąk jednego, upoważnionego przez prezes Trybunału Julię Przyłebską, sędziego. W rolę dyżurnego czytacza cudzych listów wcielił się sędzia Mariusz Muszyński.
„To efekt polecenia, które sędzia Muszyński drogą e-mailową rozesłał niedawno do pracowników TK. Z relacji naszego informatora wynika, że sędzia przyznał sobie kompetencje do decydowania o tym, które z listów przychodzących do sędziów TK mają status korespondencji prywatnej, a które są służbowe” – napisał „DGP”.
Uznanie, który z listów nosi charakter korespondencji służbowej, a który prywatnej jest możliwe, logicznie rzecz biorąc, jedynie po otwarciu listu i zapoznaniu się z jego treścią.
Problem polega na tym, że kontrola listów jest niedopuszczalna i określa to sama Konstytucja. Trudno sobie wyobrazić, że w Trybunale Konstytucyjnym może dochodzić do łamania ustawy zasadniczej w tak fundamentalnej sprawie, jaką jest tajemnica korespondencji. Ale nie takie rzeczy jeszcze zobaczymy za tych rządów.