Sąd okręgowy w Kłajpedzie uniewinnił antyfaszystowskiego i socjalistycznego działacza od zarzutu „działalności antypaństwowej” i „szerzenia nienawiści”. Jego towarzyszy potraktowano bardziej surowo: usłyszeli wyroki więzienia w zawieszeniu. Okoliczności sprawy budzą konsternację.
Giedrius Grabauskas to przewodniczący Socjalistycznego Frontu Litwy (małej partii lewicowej bez reprezentacji parlamentarnej), Oleg Titorienko i Žilvinas Razminas również w niej działają. Litewskie organy ścigania zaczęły się nimi interesować za sprawą publikowanych przez socjalistów materiałów krytycznych wobec NATO.
Według prokuratury Razminas powinien zostać skazany za tworzenie organizacji godzącej w konstytucyjny porządek państwa, niezależność i suwerenność Litwy. Zarzucono mu również tworzenie, przechowywanie i rozpowszechnianie „przedmiotów rozniecających nienawiść”. Grabauskas zajmował się „działalnością antypaństwową” polegającą na przechowywaniu ulotek z hasłem „Precz z euro”, z deklaracją narodowości rosyjskiej (na Litwie żyje ponad 150 tys. obywateli takiego pochodzenia). Titorienko miał natomiast przechowywać i rozdawać takie same ulotki, a ponadto posiadać broń i amunicję bez zezwolenia.
Socjaliści nie przyznali się do winy. Ostatecznie sąd uniewinnił Grabauskasa. Pozostałych dwóch mężczyzn uznał za winnych. Usłyszeli wyroki dziewięciu miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na rok. Z jednej strony widać, że nawet sąd uznał, że szkodzenie państwu za pomocą samego rozdawania ulotek nie brzmi zbyt poważnie. Z drugiej – stwierdził, że jednak krytyka obecności Litwy w strefie euro, co Wilno uważa za swoje wielkie osiągnięcie, nie może zostać puszczona płazem. Warto pamiętać, że wejście państw bałtyckich do strefy wspólnej waluty oznaczało dla ich mieszkańców znaczące podwyżki cen podstawowych produktów. Działacze socjalistyczni mieli powody, by zabrać głos w tej sprawie.
Socjalistyczni działacze twierdzą, że ich sprawa sądowa została wszczęta i ciągnęła się tak długo, gdyż od lat krytykują oni litewską politykę historyczną opartą na kulcie tamtejszych odpowiedników „żołnierzy wyklętych” (na Litwie nazywa się ich po prostu partyzantami), którzy wcześniej, gdy kraj był okupowany przez nazistów, aktywnie uczestniczyli w mordowaniu Żydów. Na Litwie nazistowscy kolaboranci przeprowadzili za Niemców przeważającą część masakr ludności żydowskiej. W 1944 r., obawiając się odpowiedzialności, masowo uciekali przed Armią Czerwoną do lasów, tworząc antykomunistyczne oddziały. W połowie lutego w Wilnie odbyła się kolejna edycja marszu ku czci litewskich „wyklętych”. W niesieniu zdjęć nazistowskich kolaborantów władze nic niestosownego nie widziały.