Łódzkie władze próbowały wyrzucić z mieszkania zadłużoną lokatorkę wraz z jej czteroosobową rodziną. Dzięki udanej blokadzie zorganizowanej przez Ruch Sprawiedliwości Społecznej, eksmisja została wstrzymana. Teraz miasto ma znaleźć dla pani Wioletty i jej bliskich odpowiedni lokal.
Pani Wioletta Szmajdzik nie pracuje od 2008 roku. Jest schorowana i ma pod opieką trójkę dzieci. Przez kilka ostatnich lat nie płaciła czynszu w swoim mieszkaniu komunalnym. Zadłużenie rosło – obecnie wraz z odsetkami, kosztami sądownymi i egzekucji wynosi ono aż 33 tys. złotych. – Nie płaciłam, bo nie miałam za co. Wolałam dać jeść dzieciom, niż walczyć z lawiną rachunków – tłumaczy kobieta.
Dziś rano komornik w asyście policji próbował wykonać nakaz eksmisji. Pani Wioletta miała zostać przeniesiona do lokalu socjalnego o wielkości 31 m2, bez łazienki. Lokal wyraźnie nie spełniał norm dla czteroosobowej rodziny. Dla urzędników nie było to jednak problemem. Cynicznie tłumaczyli, że lokatorka musi opuścić dotychczasowe mieszkania ze względu na bezpieczeństwo swojej rodziny, gdyż w lokalu używane są butle gazowe, podłączone do nieprzystosowanej do tego instalacji. – Ryzyko wybuchu było bardzo duże – powiedział rzecznik prezydent Łodzi Marcin Masłowski. Według pani Wioletty urzędnicy chcą się jej po prostu pozbyć, a rzekome zagrożenie służy jedynie za pretekst. Do eksmisji jednak nie doszło, gdyż na miejscu pojawili się działacze Ruchu Sprawiedliwości Społecznej, który przykuli się łańcuchami przed drzwiami, blokując dostęp do lokalu. Policja nie zdecydowała się tym razem na użycie siły, a komornik odstąpiła od czynności. – Walczymy ze znieczulicą. Nie możemy patrzeć spokojnie, jak uczciwym ludziom dzieje się krzywda – mówił Maciej Wawrzyńczak, uczestnik blokady, członek RSS.
Sprawa Pani Wioletty wciąż nie jest jednak rozwiązana. Kobieta nie zamierza się przenosić do wyznaczonego lokalu, na którym jej rodzina nie ma szans na normalne życie ze względu na zbyt mały metraż. – Tego się nawet nie da nazwać mieszkaniem – rozkłada ręce zapytana przez dziennikarzy TVN o lokal do którego chciało ją wysiedlić miasto. – Jest jeden pokój, ma 24 metry kwadratowe. Kuchnia niecałe siedem metrów. Jak ja mam się tam wprowadzić z trójką, za chwilę już czwórką dzieci? Nie mogę się ugiąć – deklaruje.
Po udanej blokadzie eksmisji działacze udali się do gabinetu odpowiedzialnego za zasoby komunalne wiceprezydenta miasta i oświadczyli, że nie wyjdą dopóki nie usłyszą deklaracji, że pani Wioletta otrzyma mieszkanie socjalne o odpowiednim standardzie. Ostatecznie, rzecznik Masłowski oświadczył, że do czasu ponownej próby eksmisji, czyli 21 września miasto zaproponuje kobiecie kilka mieszkań o metrażu zbliżonym do jej obecnego lokalu.