Obóz Narodowo Radykalny zorganizował w Łodzi marsz dla upamiętnienia „ofiar stanu wojennego”. To była tylko przykrywka. Tak naprawdę chodziło o szerzenie mowy nienawiści.
Manifestacja nosiła tytuł „Beton popękał” i przeszła od pl. Wolności do pasażu Artura Rubinsteina, polskiego pianisty żydowskiego pochodzenia i tam się skończyła. Ktoś w ONR przeoczył głęboko symboliczna wymowę tego faktu.
Pochód, w którym, jak informuje „Gazeta Wyborcza”, zgodnie maszerowali członkowie ONR i Młodzieży Wszechpolskiej rozpoczynał się polską flagą narodową. Na jednym z niesionych banerów widniało hasło: „Z komunistami się nie dyskutuje, do komunistów się strzela”. Oczywiście poza tym nawołującym do przestępstwa banerem były też i inne, z tekstami: „Bóg, Honor, Ojczyzna”, „A na drzewach zamiast liści będą wisieć komuniści”. Nie tylko na piśmie młodzi skrajni nacjonaliści nawoływali do przemocy i zabójstw. Także podobne hasła można było usłyszeć w przemówieniach. Na przykład Krzysztof Szałecki, rzecznik łódzkiej brygady ONR mówił
– Zlikwidujemy do końca działanie w przestrzeni publicznej takich ludzi jak Mateusz Kijowski, Donald Tusk i jego partia, takich szkodników jak Ryszard Petru, którzy latają poza granice, dla których polska suwerenność nie jest nic warta.
Trudno inaczej interpretować słowa o „zlikwidowaniu do końca” inaczej jak wezwaniu do fizycznej likwidacji wspomnianych osób.
Dzisiejsza manifestacja młodych nacjonalistów chętnych do zabijania inaczej myślących jest rezultatem atmosfery przyzwolenia na ten sposób argumentacji, jaka panuje w Polsce od kilkunastu lat, a nasiliła się jeszcze bardziej po objęciu władzy w Polsce przez PiS. Kwestią czasu wydają się być pogromy według kryteriów poglądów, religii, koloru skóry i orientacji seksualnej.