„Jeśli każecie nam pracować w nocy w weekendy, musicie płacić więcej” – mówią reprezentanci pracowników londyńskiej kolei podziemnej. Dyrekcja spółki miejskiej nie jest jednak skłonna do ustępstw. Dlatego w środę wieczorem pracownicy przerwali pracę. Strajk ma trwać do piątku.
Przedmiotem sporu pomiędzy załogą a zarządem spółki London Undergroud są planowane zmiany w funkcjonowaniu najważniejszego środka transportu w mieście. Władze chcą, aby metro jeździło całą dobę we wszystkie dni tygodnia. Pracownicy nie mówią „nie”, jednak zastrzegają, że musi się to wiązać z podwyżką wynagrodzeń i zwiększeniem zatrudnienia. Negocjacje trwają od trzech miesięcy. Związkowcy są zniecierpliwieni postawą dyrekcji, która nie przedstawiła jak dotąd żadnej satysfakcjonującej ich propozycji. Dlatego właśnie zdecydowali się na strajk. „Władze spółki zablokowały możliwość rozwiązania sporu, odmawiając przez ostatnie trzy miesiące jakiejkolwiek zmiany swojego stanowiska, a następnie przedstawiając nam ultimatum odnośnie podpisania porozumienia w jedno popołudnie” – tłumaczy w „The Guardian” Finn Brennan, szef związku zawodowego Aslef. Do protestu przystąpili niemal wszyscy pracownicy podziemnego transportu, w tym maszyniści.
Przedstawiciele organizacji pracowniczych tłumaczą, że celem ich protestu nie jest utrudnienie życia mieszkańcom metropolii, lecz zwrócenie uwagi na betonową postawę władz spółki podczas sporu. Deklarują, że są gotowi ponownie usiąść do stołu negocjacyjnego w piątek, po zakończeniu strajku. Niektórzy członkowie rządu próbują zantagonizować pasażerów z pracownikami. Przoduje w tym Patrick McLoughlin, minister transportu w gabinecie Davida Camerona, który oświadczył, że nie rozumie zachowania związkowców, którzy organizują strajk, zamiast przystać na korzystne – jego zdaniem – propozycje szefostwa spółki.
Zatrzymanie metra dało się we znaki mieszkańcom Londynu. Już w środę wieczorem miasto zostało praktycznie sparaliżowane. Tłumy pasażerów próbowały przesiąść się na autobusy. W efekcie niektóre z nich zostały przeładowanie do tego stopnia, ze nie mogły ruszyć. W tej sytuacji niektórzy kierowcy odmówili dalszej jazdy, co spotęgowało chaos. W kilku przypadkach krewkich podróżnych musiała uspokoić policja. Dyrekcja London Underground nie poczuwa się jednak do odpowiedzialności za całą sytuację, zwalając winę na „roszczeniowych” związkowców.
Poprzedni strajk pracowników metra w Londynie miał miejsce w 2002 roku. Wówczas spór dotyczył podzielenia miejskiego przedsiębiorstwa na spółki działające na zasadzie partnerstwa publiczno-prywatnego. Pracownicy obawiali się, że zmiana struktury własności pociągnie za sobą obniżenie standardów zatrudnienia. Ostatecznie, w 2010 roku miasto pod presją związków zrezygnowało z takiego modelu, ponownie powierzając zadanie zarządzania metrem miejskiej spółce.