Władze Łotwy zamknęły rosyjski portal Sputnik.lv pod początkowym zarzutem naruszania postanowień Rady Unii Europejskiej dotyczących Ukrainy.
Dokładnie, jak wyrażono to w piśmie do administracji portalu, chodziło o naruszenie postanowień Rady w związku z „zagrożeniem dla całości terytorium, niezależności i suwerenności Ukrainy”. W odpowiedzi dyrektorka Sputnika Margarita Simonian podniosła, że agencja nie naruszała ani jednego przepisu prawa – tak Unii Europejskiej jak i Łotwy. Agencja wezwała też przedstawiciela OBWE ds. wolności słowa do obserwacji i reakcji na działania władz łotewskich.
Następnie MSZ Łotwy stwierdziło, że przyczyną zamknięcia portalu był fakt, że jego dyrektor – Dmitrij Kisieliow – znajduje się w spisie osób objętych sankcjami Unii Europejskiej. A jeżeli tak, to i kierowana przez niego agencja narusza porządek prawny UE, wywodziło łotewskie MSZ.
Przedstawiciel ministerstwa spraw zagranicznych Łotwy, Martins Dregeris, oświadczył, że nie ma prawa działać na terytorium Łotwy medium, będące w całości kontrolowane przez obce państwo, a Sputnik jest państwową agencją, zaś łotewski euro deputowany, Roberts Zile nazwał rozpoczęcie działalności Sputnika w Rosji „napaścią na informacyjną przestrzeń Łotwy”.
Informacyjna agencja Sputnik powróciła do łotewskiego internetu po 24-godzinnej przerwie, tym razem z rozszerzeniem .com