Dyrektor lubelskiego oddziału Instytutu Pamięci Narodowej nie zwolni historyka, który zgodnie z prawdą historyczną nazwał czołowego dowódcę Brygady Świętokrzyskiej dezerterem z Armii Krajowej. W obronie Sobieraja stanął wicemarszałek Senatu Bogdan Borusewicz, a także inni pracownicy naukowi.
Maciej Sobieraj pracuje w IPN, oprócz tego należy do Zespołu Nazewnictwa Ulic i Placów Publicznych w Lublinie. Miesiąc temu, podczas posiedzenia Zespołu, wyraził swój sprzeciw wobec zmiany imienia jednej z ulic z Lucyny Herc na Leonarda Zub-Zdanowicza, oficera Armii Krajowej, który przeszedł do Narodowych Sił Zbrojnych, co oznacza, że był dezerterem z AK. Zaprezentował na tę okoliczności odpowiednie dokumenty z czasów II wojny światowej. W związku z tym, co przedstawił, wniosek został przegłosowany i przepadł. Po tym wydarzeniu historyk został poinformowany przez dyrektora IPN, że zostanie zwolniony z powodu tego, że stracił zaufanie kierownictwa. Ewentualnie będzie zmuszony przejść na emeryturę. Tak się jednak nie stanie.
– Na nieetyczność tego zachowania względem pracodawcy zwróciłem uwagę w rozmowie z panem Maciejem Sobierajem, wskazując, że pracownicy Instytutu są z nim identyfikowani i nawet po godzinach pracy wpływają na jego wizerunek – tak w oficjalnym komunikacie odniósł się do sprawy dr Dariusz Magier, szef lubelskiego IPN. Następnie zaznaczył, że Sobieraj jednak pracownikiem Instytutu pozostanie. Z pewnością byłoby inaczej, gdyby za historykiem nie wstawili się inni pracownicy naukowi, którzy napisali list w jego obronie, a także Bogdan Borusewicz. – Jestem oburzony tym, w jaki sposób został potraktowany historyk, który miał prawo do przedstawienia swojej opinii, którą oparł na faktach i dokumentach. Dla mnie sytuacja jest nie do zaakceptowania i pokazuje, że obecne kierownictwo IPN idzie w bardzo złą stronę – napisał na swoim profilu na Facebooku wicemarszałek Senatu.