Byli ministrowie obrony narodowej są bezkompromisowi. Uważają, że jedyne, co może zrobić minister Macierewicz, to podać się do dymisji, a jeśli nie, to powinien zostać odwołany.
Miażdżąca krytyka działań Macierewicza przybrała formę listu otwartego, opublikowanego na łamach wyborcza.pl. Byli ministrowie: Onyszkiewicz, Komorowski, Zemke, Sikorski, Klich i Siemoniak wyliczają grzechy Macierewicza, a przede wszystkim ten, że powiedział publicznie, iż polska armia w 2015 r. nie posiadała zdolności do zapewnienia bezpieczeństwa ani terytorium Polski, ani obszaru powietrznego, ani kluczowych obiektów do kierowania państwem. „Opinia ta nie odpowiada prawdzie i stoi w sprzeczności z ocenami naszych sojuszników. Co więcej, podważa pozycję Polski w Sojuszu i zachęca naszych przeciwników do agresywnych działań wobec naszego kraju” –napisali byli ministrowie. Zarzucają także Antoniemu Macierewiczowi, że nie zachowuje elementarnej logiki i konsekwencji w swoich wypowiedziach. Wydaje się, że tym sformułowaniem panowie ministrowie zdradzili jedną z najpilniej, choć nieskutecznie strzeżonych tajemnic polskiej doktryny obronnej.
Autorzy listu otwartego uważają, że wypowiedzi Macierewicza to przejaw walki politycznej na niedopuszczalnym poziomie, który, jak piszą, nie może odbywać się kosztem dobra całej Polski”.
Rzecznik prasowy Kancelarii Prezydenta Dudy, Marek Magierowski, komentując list uznał go za element walki politycznej, niewart zauważenia, poza tym, że był „buńczuczny i głośny”.
Nie ma sporu co do oceny Macierewicza. Jest w liście tylko jeden, za to poważny błąd byłych ministrów. Otóż twierdzą oni, że polska armia dysponuje zaufaniem społecznym wypracowanym „przez naszych dowódców i żołnierzy w kraju oraz podczas misji w Bośni, Kosowie, Iraku, Czadzie i Afganistanie”. Jeżeli zaufanie do polskich żołnierzy opierać się ma na uczestnictwie w wojnach napastniczych, niesprawiedliwych i grabieżczych, to panowie ministrowie nie wiedzą, o czym mówią.